Co mówili w kościele u Kapucynów (Boy-Żeleński, 1913)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Co mówili w kościele u Kapucynów
Pochodzenie Słówka. Zbiór wierszy i piosenek
Wydawca Księgarnia Polska B. Połonieckiego
Data wyd. 1913
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Lwów
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

CO MOWILI W KOŚCIELE U KAPUCYNÓW. PIEŚŃ DZIADKOWA.



\relative c' {\clef treble
\key f \major
\time 3/4
\tempo \markup { \small \medium \italic "Bardzo powolne tempo mazura" }
c8[ f] f8 f4. |
e8 d c2 |
e8 f g4 g8 e |
g8 a f2 |
\autoBeamOff
a4 g16[ e] f[ a] c8*2\fermata |
\autoBeamOn
bes8 a g\noBeam g4. |
\autoBeamOff
a4 g16[ e] f[ a] c4\fermata |
\autoBeamOn
bes8 a g\noBeam g4. |
c,8 bes'4 g8 a\noBeam a16 f |
g16 c, g' c, g' c, g' a f4 |
f2 \bar "|."
}




Posłuchajcie ludkowie,
Co wam dziadek opowie:
Niech nastawi każdy ucha,
Bo to mądra jest psiajucha
Z niejednej flaszki pijał.

Wiecie wy, chamskie gnaty,
Z kiem ja jezdem żeniaty?
W kościele moja babina
Baczy by każda hrabina
Miała do mszy stołeczek.

Przy tej duchownej pieczy
Słyszy też różne rzeczy,
Co tam sobie parle franse
Wygadują za romanse
Okrutne wszeteczeństwa.

W przedostatnią niedzielę
W kapuceńskim kościele,

Mówiła mi moja starka,
Straśna beła tam pogwarka
O jakimsiś baloniku.

Rzecze pani nieftóra:
To Sodoma, Gomóra;
Niewidziane rzeczy w świecie,
Co oni w tym taburecie
Tfu! nikiej zwykłe świnie.

Schodzom się do piwnice,
Zapalone trzy świce,
Drzwi nie wprzódzi się otwiera,
Aż fto imie Lucypera
Po trzy razy zawoła.

Kompanija wesoła
Ozbira się do goła,
Potem jakieś śtuczne tańce
Wyprawiają te pohańce,
Wstyd wymówić: jakieś macice.

Wszystko se tak używa
Choć niejedna już siwa;
Niejedna — boskie skaranie —
W odmienionym chodzi stanie,
A i tak se folguje.


Z harakiem stoi balia,
Pije cała kanalia,
Od rzeźbiarza do maljarza
Każdy pysk do balii wraża
I bez pamięci chłepce.

Beł tam młody chłopczyna,
Zwą go jakoś..., Stasina:
Jak nie weźmie płakać, prosić,
Ze pić nie fce, że ma dosyć:
Przemocą w gardło leją.

Jensza bestya — tak gruba —
Straśnie sprośna choroba:
Do syćkiego ten ci pirszy,
Wszeteczne im składa wirsze
Na to rajskie wesele.

W wielkiej on ci tam chwale
Gra na klawicymbale,
Wszystkie głosem mu wtórują,
Po brzuchu go przyklepują
Niby że pirsza świnia.

Jenszy na łbie ma kłaki
Jak u jakiej pokraki —
Ponoś jaże jest ze Żmudzi:
Co ten gębą napaskudzi,
To ratuj Chryste Panie!


Mówią o nim dochtory,
Że na rozum jest chory:
Bo do kobit tak się bierze,
Zamiast użyć jak należy
Ino gada plugastwa.

Jenszy znów do krotofil:
Wołajom go Teofil;
Żółtą brode se fryzuje,
Szpetne figle pokazuje,
Baby skrzeczą z radości.

Że jest chłop jak się patrzy,
Niejedna się zapatrzy:
Potem dziwią się ludziska
Choć nie krewny, zasie z pyska
Wykapany Teofil.

Jak się syto napiją,
Dość se gębów pobiją,
Potem liga wszystko społem,
Fto na stole, fto pod stołem,
Gorzej niśli źwirzęta.

Taką mają zabawe
Te odmieńce plugawe,
Co się same — Panie święty —
Przezywają dekadenty,
Po polsku: takie syny!


Tak gadali w niedzielę
W kapuceńskim kościele:
Nie strzymałek ciekawości,
Przywlekłek tu stare kości,
Niech się dziaduś napatrzy...

Pisane w r. 1906.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.