Serce (Amicis)/Śmierć mojej nauczycielki

<<< Dane tekstu >>>
Autor Edmund de Amicis
Tytuł Serce
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1938
Druk Drukarnia „Antiqua” St. Szulc i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Konopnicka
Tytuł orygin. Cuore
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Śmierć mojej nauczycielki.
27. wtorek.

W tym samym czasie, kiedyśmy byli w teatrze Wiktora Emanuela, moja biedna nauczycielka umarła. Umarła o drugiej, w siedem dni po bytności swojej u nas. Dyrektor przyszedł do nas wczoraj rano, żeby nas zawiadomić o tym. I mówił tak:
— Ci z was, którzy byli jej uczniami, wiedzą jak była dobra, jak kochała dzieci i że była dla nich jak matka. Już jej nie ma z nami. Okrutna choroba nurtowała ją od długiego czasu. Gdyby nie potrzebowała zarabiać na chleb, byłaby się leczyła, być może ozdrowiałaby, a przynajmniej przedłużyłaby swe życie o kilka miesięcy, gdyby była rzuciła te trudy. Ale pragnęła zostać ze swymi uczniami aż do ostatniego dnia prawie.
W sobotę wieczór 17. rozstając się z nimi z tą świadomością, że nigdy już ich nie zobaczy, jeszcze im udzielała rad dobrych, jeszcze ich ucałowała wszystkich i oddaliła się łkając. A teraz nigdy jej już nikt z nas nie zobaczy. Pamiętajcież o niej, dzieci!
Mały Precossi, który był jej uczniem w pierwszej wyższej, pochylił głowę na ławkę i rozpłakał się.
Wczoraj wieczorem poszliśmy wszyscy razem do domu zmarłej, żeby ją odprowadzić do kościoła. Już stał tam w ulicy karawan zaprzężony w parę koni i dużo osób mówiących cichym głosem czekało przed domem. Był dyrektor, byli wszyscy nauczyciele i nauczycielki z naszej szkoły i także z innych sekcji, gdzie za lat dawnych uczyła, byli prawie wszyscy malcy z jej klasy trzymając się matek jedną ręką a drugą niosąc świece, było też bardzo wielu uczniów z klas innych i z pięćdziesiąt uczennic z sekcji Baretti, z wieńcami kwiatów, z bukiecikami róż w ręku. Kwiatów i bukietów było też niemało na żałobnym wozie, do którego przymocowany był wielki wieniec z kwiatów akacji, nad którym był taki napis:
„Drogiej nauczycielce dawne uczennice z czwartej klasy“.
A pod tym wielkim, mały wianuszek, który przynieśli jej malcy.
Pomiędzy zebranymi widać było dużo służących ze świecami w ręku, przysłanych przez panie swoje, było także dwóch lokajów w liberii z zapalonymi pochodniami, a jakiś bogaty pan, ojciec jednego z uczniów zmarłej, przysłał karetę, wybitą niebieskim atłasem.
Wszyscy się ustawili przed domem. Wielu chłopców ocierało łzy rzewne. I tak chwilę czekaliśmy w milczeniu. Wyniesiono wreszcie trumnę.
Kiedy zobaczyli, że trumnę wstawiają wewnątrz wozu, niektórzy mali uczniowie zaczęli głośno płakać a jedno bobo tak się rozkrzyczało, że musieli je zabrać do domu. Orszak ruszył zwolna.
Szły najpierw dziewczęta z przytułku „Concezione“, w zielonych sukienkach, potem szły „Dzieci Marii“, całe w bieli z niebieskimi wstążkami, potem księża. A za karawanem nauczyciele i nauczycielki, uczniowie pierwszej wyższego oddziału i inni, a potem reszta tłumu.
Na ulicy ludzie stawali w oknach, we drzwiach i widząc wszystkie te dzieci mówili: — To nauczycielka. — Wszystkim było okropnie żal i nawet wiele z tych pań, co przyprowadziły dzieci, także płakało. Kiedy orszak przybył przed kościół, zdjęto trumnę z wozu i ustawiono ją w środkowej nawie, przed wielkim ołtarzem. Nauczycielki pierwszy wieniec położyły na trumnie, dzieci pokryły ją kwiatami, a ci co stali dokoła z zapalonymi świecami zaczęli śpiewać modlitwy w mrocznym i wielkim kościele. Po czym nagle, kiedy ksiądz wyrzekł: — Amen — zgasły wszystkie świece, ludzie wyszli pośpiesznie z kościoła, a nauczycielka została sama.
Biedna, biedna nauczycielka, taka dobra dla mnie, taka cierpliwa, tak się napracowała przez lat tyle! Te książki, co ich trochę miała, zostawiła uczniom swoim; jednemu kałamarz dała, drugiemu obrazek, wszystko oddała, co miała. A na dwa dni przed śmiercią prosiła dyrektora, żeby nie pozwolił tym najmniejszym iść za jej trumną, bo nie chciała, żeby płakały.
Była dobra, cierpiała, umarła. Biedna nauczycielka, sama w tym ciemnym kościele! Żegnaj, żegnaj na zawsze, słodkie i smutne wspomnienie mojego dzieciństwa!

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edmondo De Amicis i tłumacza: Maria Konopnicka.