Serce (Amicis)/Moja nauczycielka z pierwszej wyższej

<<< Dane tekstu >>>
Autor Edmund de Amicis
Tytuł Serce
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1938
Druk Drukarnia „Antiqua” St. Szulc i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Konopnicka
Tytuł orygin. Cuore
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Moja nauczycielka z pierwszej wyższej.
27. czwartek.

Moja nauczycielka dotrzymała obietnicy i przyszła dziś do nas, właśnie w chwili, kiedym miał wyjść z mamą i zanieść trochę bielizny biednej kobiecie, o której wyczytaliśmy w gazecie.
Już rok prawie upłynął od jej ostatnich odwiedzin. Wszyscyśmy jej się ucieszyli bardzo. Zawsze ta sama. Drobna, mała, z zieloną woalką wkoło kapelusza, biednie ubrana, źle uczesana, nie mająca nigdy czasu żeby spocząć; trochę tylko bledsza niźli w roku zeszłym, z kilkoma więcej włosami siwymi, i kaszle ciągle.
Zaraz też matka moja powiedziała;
— Jakże tam ze zdrowiem, droga pani? Pani go nic a nic nie szanuje, jak widzę.
— Eh, co tam zdrowie! — odrzekła nauczycielka, z tym swoim uśmiechem, co to przez pół smutny, a przez pół wesoły.
— Pani zanadto głos natęża przy lekcjach — dodała mama. — Pani się zamęcza z tymi chłopakami...
I prawda! Przez cały czas nauki słychać jej głos w klasie; pamiętam to dobrze, z czasów kiedym do niej chodził. Mówi ciągle, mówi głośno, żeby uwagę chłopców utrzymać, a nie usiądzie ani na minutę. Wiedziałem też z góry, że do nas przyjdzie, bo nigdy nie zapomina o swoich uczniach, całymi latami pamięta ich imiona, a przyjdą miesięczne egzaminy, to biegnie pytać dyrektora jakie mieli stopnie; nieraz też czeka u wyjścia i każe sobie pokazywać zadania, żeby zobaczyć jakie zrobili postępy. Wielu też przychodzi do niej z gimnazjum jeszcze, choć już noszą długie spodnie i mają zegarki.
Dzisiaj właśnie wróciła okropnie zmęczona z galerii obrazów, gdzie zaprowadzała swoich uczniaków; bo i dawnych lat co czwartek prowadziła chłopców do jakiegoś muzeum i tłumaczyła im tam różne rzeczy. Biedaczka! Schudła więcej jeszcze. Ale zawsze tak samo żywa, i zaraz w zapał wpada, gdy mówi o swojej szkole. Chciała koniecznie zobaczyć to łóżko, w którym widziała mnie ciężko chorego przed dwoma laty a teraz w nim mój młodszy brat sypia; patrzyła na nie przez chwilę i nie mogła mówić.
Chcieliśmy ją zatrzymać, ale spieszyła się odwiedzić małego ucznia swojej klasy, syna siodlarza, chorego na odrę; a jeszcze miała całą pakę zadań do poprawienia, robotę na cały wieczór i przed nocą jeszcze jedną lekcję arytmetyki u jakiejś kupcowej.
— No jakże, Henryku — rzekła na odchodnym — kochasz jeszcze swoją dawną nauczycielkę, teraz kiedy odrabiasz takie trudne zadania i piszesz takie długie wypracowania?
Uściskała mnie i już ze schodów zszedłszy zawołała jeszcze:
— Nie zapomnij o mnie, pamiętaj, Henryku!
O droga, droga nauczycielko, nigdy nie zapomnę ciebie! I jak będę duży, też cię nie zapomnę i pójdę zobaczyć jak tam w twojej klasie uczysz twoich malców. A ile razy przejdę blisko jakiej szkoły, a głos nauczycielki posłyszę, będzie mi się zdawało, że to jest twój głos, i będę myślał o tych dwóch latach, które spędziłem w twojej szkole, gdziem się tylu rzeczy nauczył, gdziem cię widział tyle razy zmęczoną i chorą, a zawsze czynną, zawsze pobłażliwą; zrozpaczoną, kiedy się któremu z nas obierał palec; drżącą, kiedy inspektor zapytał nas o co; szczęśliwą, gdyśmy odpowiedzieli jak należy, zawsze dobrą, zawsze kochającą jak matka rodzona.
Nigdy, nigdy cię nie zapomnę, nauczycielko moja!

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edmondo De Amicis i tłumacza: Maria Konopnicka.