Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/133: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
lit. |
|||
Status strony | Status strony | ||
- | + | Skorygowana | |
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 3: | Linia 3: | ||
{{tab}}Potém weszliśmy do ślicznego saloniku pięknemi malowidłami ozdobionego. Nie powiem nic o przyjęciu, bo na co to opisywać? A potém, mówiłem już, zdaje mi się, że nie miałem żadnego tytułu do lepszego od innych natrętów przyjęcia, których tylu często bardzo nudnych, a zawsze przynajmniéj pracującemu nie potrzebnych, kosztem drogiego czasu, przyjmować musi malarz w swojéj pracowni.<br /> |
{{tab}}Potém weszliśmy do ślicznego saloniku pięknemi malowidłami ozdobionego. Nie powiem nic o przyjęciu, bo na co to opisywać? A potém, mówiłem już, zdaje mi się, że nie miałem żadnego tytułu do lepszego od innych natrętów przyjęcia, których tylu często bardzo nudnych, a zawsze przynajmniéj pracującemu nie potrzebnych, kosztem drogiego czasu, przyjmować musi malarz w swojéj pracowni.<br /> |
||
{{tab}}Lecz śpieszmy mówić o obrazach. Nad kanapą wisiała próba widoku morza, rozbijającego się o brzegi, z falami wzdętemi i rozpryśniętemi; tuż, dwie sceny życia wieśniaków toskańskich, przypominające wybornie tamten lud, jego fizyonomie i charakter. Z drugiéj strony drzwi podmalowany obraz dziecięcia z psem faworytem, który nas przy drzwiach przywitał. Drzwi te nalewo salonu prowadziły do świątyni artysty, do któréj, dzięki mojéj przewodniczce, i ja się dostałem.<br /> |
{{tab}}Lecz śpieszmy mówić o obrazach. Nad kanapą wisiała próba widoku morza, rozbijającego się o brzegi, z falami wzdętemi i rozpryśniętemi; tuż, dwie sceny życia wieśniaków toskańskich, przypominające wybornie tamten lud, jego fizyonomie i charakter. Z drugiéj strony drzwi podmalowany obraz dziecięcia z psem faworytem, który nas przy drzwiach przywitał. Drzwi te nalewo salonu prowadziły do świątyni artysty, do któréj, dzięki mojéj przewodniczce, i ja się dostałem.<br /> |
||
{{tab}}Był to mały pokój. — Ale naprzód o samym malarzu. |
{{tab}}Był to mały pokój. — Ale naprzód o samym malarzu. Człowiek średniego wieku, blady, coś wojskowego w twarzy i ruchu, wąsy tępo ucięte, uśmiech smutny i spokojny, ułożenie ujmujące i miłe, ubiór poufały i wygodny, zaniedbany, twarz wcale nie cudzoziemska, owszem, jeden z typów często u nas spotykanych. Zaledwie nas wprowadził do pracowni, sam usiadł do roboty, nie mogąc sobie przerywać, a myśmy ani śmieli mu przeszkadzać; — tak krótkie dni zimowe! tak drogie są chwile pracy! a obcy ludzie często tak nudni! Ja byłem obcy. — Patrzaliśmy zatém w milczeniu, sami sobie tłomacząc.<br /> |
||
{{tab}}Jedno okno dość wysokie oświecało pokój z góry, dwa inne zasłonione były obrazami. Na kozłach stało wzięcie Achałcyku, sławne w dziejach ostatnich kampanij rosyjskich, wielki i piękny obraz, któremu podobny nieco mniejszy, a już skończony, stał obok. I pejzaż i okoliczności téj nocnéj bitwy przyłożyły się do uczynienia tego obrazu |
{{tab}}Jedno okno dość wysokie oświecało pokój z góry, dwa inne zasłonione były obrazami. Na kozłach stało wzięcie Achałcyku, sławne w dziejach ostatnich kampanij rosyjskich, wielki i piękny obraz, któremu podobny nieco mniejszy, a już skończony, stał obok. I pejzaż i okoliczności téj nocnéj bitwy przyłożyły się do uczynienia tego obrazu jedném z najmocniéj zajmujących dzieł artysty.<br /> |
||
{{tab}}Widać na nim fortecę ze swemi kopułami i wieżyczkami bizantyjskiemi, z kilką dachami na płomienistém niebie, oświeconém |
{{tab}}Widać na nim fortecę ze swemi kopułami i wieżyczkami bizantyjskiemi, z kilką dachami na płomienistém niebie, oświeconém |