Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/142: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
 
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
{{pk|spu|ści}} z ceny, czeka z kupnem do wieczora. Wieczorem obraz jarmarku całkiem się odmienia.<br />
{{pk|spu|ści}} z ceny, czeka z kupnem do wieczora. Wieczorem obraz jarmarku całkiem się odmienia.<br />
{{tab}}Jak wszystko, co się kończy, jak bal, gdy świéce gasną, jak gra, gdy stolik odstawują, jak wszelki szał, gdy po nim tylko usta spalone zostaną, tak i jarmark smutny jest przy końcu. Niestety! wszystko się kończyć musi.<br />
{{tab}}Jak wszystko, co się kończy, jak bal, gdy świéce gasną, jak gra, gdy stolik odstawują, jak wszelki szał, gdy po nim tylko usta spalone zostaną, tak i jarmark smutny jest przy końcu. Niestety! wszystko się kończyć musi.<br />
{{tab}}Tam pijani pokrwawieni trochę, lub tylko pobłoceni taczają się z babami, za ręce trzymając i śpiewając chrypliwie, powoli i cicho. Żydzi śpiesznie pakują resztę towarów, zmiérzch pada. W karczmie rozbite kieliszki i szklanki, pobluzgane stoły; błota pełno, pijacy śpią pod ławami. Na rynku drzemią przygasłe ogniska, walają się szczątki jadła, stare łapcie i szmaty, tam i owdzie krew zabitych baranów psy liżą spokojnie. Koło płotów znać po śladach woły, których już nie ma, kołki z nich powyrywane, gdzieniegdzie wytratowana ziemia, tam coś rozsypanego, tam rozlanego. Po drodze wozy różnie sprzężone końmi, wołami, wracają. Wszyscy weseli, bo wszyscy prawie pijani prócz żydów. Cygan z żoną i synową, czarny, zasmolony, odarty, któremu koszula przez kożuch z boku wygląda, gada jeszcze w kącie z chłopem, tajemnie i pocichu. Ten czapkę nową nasunąwszy na uszy, z fajką zagasłą w zębach, z krzesiwem w ręku, które z kalitki dobył, krzesze ogień po palcach i skrzesać nie może. Dwie cyganki z czarnemi włosami, a białemi zębami otaczają go ze dwóch stron i gładząc pod brodę starają się przekonać.<br />
{{tab}}Tam pijani pokrwawieni trochę, lub tylko pobłoceni taczają się z babami, za ręce trzymając i śpiewając chrypliwie, powoli i cicho. Żydzi śpiesznie pakują resztę towarów, zmiérzch pada. W karczmie rozbite kieliszki i szklanki, pobluzgane stoły; błota pełno, pijacy śpią pod ławami. Na rynku drzémią przygasłe ogniska, walają się szczątki jadła, stare łapcie i szmaty, tam i owdzie krew zabitych baranów psy liżą spokojnie. Koło płotów znać po śladach woły, których już nie ma, kołki z nich powyrywane, gdzieniegdzie wytratowana ziemia, tam coś rozsypanego, tam rozlanego. Po drodze wozy różnie sprzężone końmi, wołami, wracają. Wszyscy weseli, bo wszyscy prawie pijani prócz żydów. Cygan z żoną i synową, czarny, zasmolony, odarty, któremu koszula przez kożuch z boku wygląda, gada jeszcze w kącie z chłopem, tajemnie i pocichu. Ten czapkę nową nasunąwszy na uszy, z fajką zagasłą w zębach, z krzesiwem w ręku, które z kalitki dobył, krzesze ogień po palcach i skrzesać nie może. Dwie cyganki z czarnemi włosami, a białemi zębami otaczają go ze dwóch stron i gładząc pod brodę starają się przekonać.<br />
{{tab}}Wszystko się pakuje, wyjeżdża i śpieszy do domu, przed chatami mieszczan żegnają się z niemi ich krewni, powinowaci, kumy, swaty i znajomi, ze wsi sąsiednich, całują się i rozchodzą. Ta scena jest najczystsza i najczulsza ze wszystkich obrazów jarmarkowych.<br />
{{tab}}Wszystko się pakuje, wyjeżdża i śpieszy do domu, przed chatami mieszczan żegnają się z niemi ich krewni, powinowaci, kumy, swaty i znajomi, ze wsi sąsiednich, całują się i rozchodzą. Ta scena jest najczystsza i najczulsza ze wszystkich obrazów jarmarkowych.<br />
{{tab}}— Dziękujem za wszystko — wołają odchodząc.<br />
{{tab}}— Dziękujem za wszystko — wołają odchodząc.<br />