Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/171: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
 
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
{{pk|Nie|mirowie}} jedna kobieta, którą kozak do ślubu prowadził, skoczyła w wodę i utopiła się biedna.<br />
{{pk|Nie|mirowie}} jedna kobieta, którą kozak do ślubu prowadził, skoczyła w wodę i utopiła się biedna.<br />
{{tab}}Jechaliśmy potém z panem Antonim pod Łuck i Dubno, a że tysiące podróżnych przede mną miało przywiléj opisywać drobne zdarzenia swoich podróży i nudzić niemi czytelników, postanowiłem i ja sobie nadać tę samę wolność. Jajecznica pan Dumas w gospodzie szwajcarskiéj — warta pewno przygód mojéj podróży. Tyle jednak grzeczniejszy jestem od pana Dumas, iż pozwalam (co się i bez pozwolenia robi) przerzucać, czego się nie podoba czytać.<br />
{{tab}}......Jechaliśmy potém z panem Antonim pod Łuck i Dubno, a że tysiące podróżnych przede mną miało przywiléj opisywać drobne zdarzenia swoich podróży i nudzić niemi czytelników, postanowiłem i ja sobie nadać tę samę wolność. Jajecznica pan Dumas w gospodzie szwajcarskiéj — warta pewno przygód mojéj podróży. Tyle jednak grzeczniejszy jestem od pana Dumas, iż pozwalam (co się i bez pozwolenia robi) przerzucać, czego się nie podoba czytać.<br />
{{tab}}Do Międzyrzecza koreckiego nic nie widziałem godnego uwagi, las, pole, pole i las. Zmierzchało dobrze, gdyśmy tu przybyli. Zdaleka na prawo mijaliśmy rezydencyą dawnych panów otoczoną drzewami — przed nami było miasto niczém się nie odznaczające — prócz kościoła pijarów, którzy tu dawniéj sławne utrzymywali szkoły. Do nich należy kościół parafialny. Rzączyński tyle tylko wspomina to miejsce, iż na okopisku żydowskiém widział glinkę czerwoną.<br />
{{tab}}Do Międzyrzecza koreckiego nic nie widziałem godnego uwagi, las, pole, pole i las. Zmierzchało dobrze, gdyśmy tu przybyli. Zdaleka na prawo mijaliśmy rezydencyą dawnych panów otoczoną drzewami — przed nami było miasto niczém się nie odznaczające — prócz kościoła pijarów, którzy tu dawniéj sławne utrzymywali szkoły. Do nich należy kościół parafialny. Rzączyński tyle tylko wspomina to miejsce, iż na okopisku żydowskiém widział glinkę czerwoną.<br />
{{tab}}Wjechaliśmy do wielkiéj karczmy murowanéj, z któréj okien widok się nam otworzył na pałac, rynek błotnisty i najwspanialszy gmach w miasteczku o dwóch obitych słupach i ganku, który się zowie balkonem. Kramy, żydzi, błoto — oto cały obraz z okna. W środku była jeszcze żydówka młoda i żydówka stara. Téj ostatniéj starałem się dawać rady skuteczne, aby gorąco upragnionego doczekała się potomstwa.<br />
{{tab}}Wjechaliśmy do wielkiéj karczmy murowanéj, z któréj okien widok się nam otworzył na pałac, rynek błotnisty i najwspanialszy gmach w miasteczku o dwóch obitych słupach i ganku, który się zowie balkonem. Kramy, żydzi, błoto — oto cały obraz z okna. W środku była jeszcze żydówka młoda i żydówka stara. Téj ostatniéj starałem się dawać rady skuteczne, aby gorąco upragnionego doczekała się potomstwa.<br />
{{tab}}Niestety! odpowiedziała mi, że tylu uczonych rabinów nad tą kwestyą pracowało bezskutecznie, iż już zupełnie straciła nadzieję.<br />
{{tab}}Niestety! odpowiedziała mi, że tylu uczonych rabinów nad tą kwestyą pracowało bezskutecznie, iż już zupełnie straciła nadzieję.<br />
{{tab}}Zaczęło się chmurzyć, pan Antoni grzał się u kominka, czekając na herbatę i jaja — angielski nasz podwieczorek. Ja czytałem napisy na oknach. Wieleż to brudów i głupstw na szybach, wiele konceptów...<br />
{{tab}}Zaczęło się chmurzyć, pan Antoni grzał się u kominka, czekając na herbatę i jaja — angielski nasz podwieczorek. Ja czytałem napisy na oknach. Wieleż to brudów i głupstw na szybach, wiele konceptów...<br />
{{tab}}— Tu nocowałem — pisze jeden — w r. 183... dnia... miesiąca. Zaiste, ważna wiadomość dla potomności!<br />
{{tab}}— Tu nocowałem — pisze jeden — w r. 183.... dnia.... miesiąca. Zaiste, ważna wiadomość dla potomności!<br />
{{tab}}— Kochana Marynia! droga Marynia; 182.... dnia.... miesiąc.... Zapewne, żeby za kilka miesięcy policzyć mógł, jak długo była mu drogą i kochaną Marynią.<br />
{{tab}}— Kochana Marynia! droga Marynia; 182.... dnia.... miesiąc.... Zapewne, żeby za kilka miesięcy policzyć mógł, jak długo była mu drogą i kochaną Marynią.<br />
{{tab}}Dalej cyfry bez końca.<br />
{{tab}}Daléj cyfry bez końca.<br />
{{tab}}Niżéj: — Wiele wody upłynie, nim będę tak szczęśliwą... i kropki. To rozumiem. Ale na cóż zwierzać się swoich uczuć całemu światu i gdzież jeszcze? — w karczmie!<br />
{{tab}}Niżéj: — Wiele wody upłynie, nim będę tak szczęśliwą... i kropki. To rozumiem. Ale na cóż zwierzać się swoich uczuć całemu światu i gdzież jeszcze? — w karczmie!<br />
{{tab}}Połowy napisów czytać nie można, cóż dopiéro pisać! Najpocieszniejsze są te, którym towarzyszy polemika grubijańska. Słyszałem, że jedon właściciel huty na Wołyniu, zastawszy podobne napisy
{{tab}}Połowy napisów czytać nie można, cóż dopiéro pisać! Najpocieszniejsze są te, którym towarzyszy polemika grubijańska. Słyszałem, że jeden właściciel huty na Wołyniu, zastawszy podobne napisy