Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/388: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
 
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 3: Linia 3:
{{tab}}Gdym tak zatopiony w tym widoku cierpiał z nią i modlił się, przeżyłem żywotem jéj lata długie, które w mgnieniu oka przeszły dla mnie widomo w najdrobniejszych szczegółach, policzyłem jéj łzy i chwile zwątpienia, wartość odwagi i wałki, całe to pasmo nici złotych, z których utkana była wstęga jéj życia krwawemi wzory przeszyta. Ile tam było poświęceń, ile upokorzeń, ile ofiar cichych, ile zaparcia! któż policzy? a wkoło wciąż szyderstwo, obojętność tylko i uśmiech litości, jak nad słabością, jak nad omyłką! Omyłki te były bohaterstwy i poświęceniami, były pobożnemi kłamstwy i upodleniami dźwiganemi mężnie na wysilonych barkach.<br />
{{tab}}Gdym tak zatopiony w tym widoku cierpiał z nią i modlił się, przeżyłem żywotem jéj lata długie, które w mgnieniu oka przeszły dla mnie widomo w najdrobniejszych szczegółach, policzyłem jéj łzy i chwile zwątpienia, wartość odwagi i wałki, całe to pasmo nici złotych, z których utkana była wstęga jéj życia krwawemi wzory przeszyta. Ile tam było poświęceń, ile upokorzeń, ile ofiar cichych, ile zaparcia! któż policzy? a wkoło wciąż szyderstwo, obojętność tylko i uśmiech litości, jak nad słabością, jak nad omyłką! Omyłki te były bohaterstwy i poświęceniami, były pobożnemi kłamstwy i upodleniami dźwiganemi mężnie na wysilonych barkach.<br />
{{***2}}
{{***2}}
{{tab}}Widziałem ją znowu osamotnioną, potém wrzuconą w świat, wśród którego on swobodniéj mógł namiętnościom dogodzić; unikając zarazem téj smutnej twarzy, któréj wszystko mógł nakazać prócz uśmiechu i wesela. Ta twarz przerażała go wiekuistym milczącym wyrzutem, budziła gniew i złość, które w dziko namiętnych rodzi zawsze surowsze oblicze cnoty.<br />
{{tab}}Widziałem ją znowu osamotnioną, potém wrzuconą w świat, wśród którego on swobodniéj mógł namiętnościom dogodzić; unikając zarazem téj smutnéj twarzy, któréj wszystko mógł nakazać prócz uśmiechu i wesela. Ta twarz przerażała go wiekuistym milczącym wyrzutem, budziła gniew i złość, które w dziko namiętnych rodzi zawsze surowsze oblicze cnoty.<br />
{{tab}}Potém znowu została sama z dziećmi opuszczona ale swobodna całe dnie, noce całe. On powracał niekiedy oszalony namiętnością, przynosząc z sobą z tego świata, w którym przebywał, woń dziwną, wrażenia i mowę niepojęte, jakąś wesołość niezdrową, graniczącą z wybuchami gniewu, jakiś śmiech szyderski i zimny, jakieś odurzenie zwierzęce, lub osłupienie martwe. Wbiegał do żony i onieśmielony jéj powagą i spokojem, przy których gorączkowy stan jego dziwniéj jeszcze odbijał, wysilał się, aby ją nastroić do siebie, ściągnąć z błękitów ku sobie, gniewając się, że nie chciała, że nie mogła być jak on dzieckiem ziemi. Naówczas wszystko go w niéj gniewało, drażniło, jéj powaga stawała się dlań chłodem, jéj przywiązanie uprzykrzeniem, słowa natręctwem, milczenie obelgą, a im z większą przystępowała pokorą, tém więcéj się rozjadał zowiąc komedyą, co było nieszczęściem i rezygnacyą. Dzieci mu się przykrzyly, dom zdawał nudny, i w téj atmosferze cichéj wytrwać nie mogąc, biegł znowu za
{{tab}}Potém znowu została sama z dziećmi opuszczona ale swobodna całe dnie, noce całe. On powracał niekiedy oszalony namiętnością, przynosząc z sobą z tego świata, w którym przebywał, woń dziwną, wrażenia i mowę niepojęte, jakąś wesołość niezdrową, graniczącą z wybuchami gniewu, jakiś śmiech szyderski i zimny, jakieś odurzenie zwierzęce, lub osłupienie martwe. Wbiegał do żony i onieśmielony jéj powagą i spokojem, przy których gorączkowy stan jego dziwniéj jeszcze odbijał, wysilał się, aby ją nastroić do siebie, ściągnąć z błękitów ku sobie, gniewając się, że nie chciała, że nie mogła być jak on dzieckiem ziemi. Naówczas wszystko go w niéj gniewało, drażniło, jéj powaga stawała się dlań chłodem, jéj przywiązanie uprzykrzeniem, słowa natręctwem, milczenie obelgą, a im z większą przystępowała pokorą, tém więcéj się rozjadał zowiąc komedyą, co było nieszczęściem i rezygnacyą. Dzieci mu się przykrzyly, dom zdawał nudny, i w téj atmosferze cichéj wytrwać nie mogąc, biegł znowu za