Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/467: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
Himiltruda (dyskusja | edycje) |
|||
Status strony | Status strony | ||
- | + | Skorygowana | |
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 3: | Linia 3: | ||
{{tab}}Piękna postać starościnéj, jéj łzy, nieszczęście, wszystko to razem Gozdzkiego poruszyło, iż gotów był dla pomocy jéj choćby życie i majątek stawić. Opierała się długo, obawiając zemsty starosty, lecz w końcu ją przekonał i poprzysiągł, że na honor jego i uczciwość zdać się może.<br /> |
{{tab}}Piękna postać starościnéj, jéj łzy, nieszczęście, wszystko to razem Gozdzkiego poruszyło, iż gotów był dla pomocy jéj choćby życie i majątek stawić. Opierała się długo, obawiając zemsty starosty, lecz w końcu ją przekonał i poprzysiągł, że na honor jego i uczciwość zdać się może.<br /> |
||
{{tab}}— Ja pani starościnéj w szponach jego zostawić nie mogę... Towarzyszę jéj do Lwowa, gdzie przystojne i bezpieczne dla niéj schronienie znajdziemy.<br /> |
{{tab}}— Ja pani starościnéj w szponach jego zostawić nie mogę... Towarzyszę jéj do Lwowa, gdzie przystojne i bezpieczne dla niéj schronienie znajdziemy.<br /> |
||
{{tab}}Z płaczem tedy musiała jéjmość honor i życie powierzyć temu, jakby z nieba spadającemu obrońcy. Że Gozdzki z ludźmi konno przybył, kazał ze stajni powóz i brykę wyciągnąć, konie starosty zaprządz, rzeczy starościnéj spakować, swoich dwóch ludzi na kozły wsadził i sam towarzysząc w eskorcie, natychmiast zawiózł jéjmość do Lwowa. Tu do klasztoru panien benedyktynek wprost kazawszy zajechać, sam do przełożonéj poszedł i jéj panią starościnę zdał na opiekę. Nazajutrz zaś w imienin jéj, pozwy podał do rozwodu, w których wszystkie prześladowania, złe obejście znęcania się, bicie i t. p., były wymienione.<br /> |
{{tab}}Z płaczem tedy musiała jéjmość honor i życie powierzyć temu, jakby z nieba spadającemu obrońcy. Że Gozdzki z ludźmi konno przybył, kazał ze stajni powóz i brykę wyciągnąć, konie starosty zaprządz, rzeczy starościnéj spakować, swoich dwóch ludzi na kozły wsadził i sam towarzysząc w eskorcie, natychmiast zawiózł jéjmość do Lwowa. Tu do klasztoru panien benedyktynek wprost kazawszy zajechać, sam do przełożonéj poszedł i jéj panią starościnę zdał na opiekę. Nazajutrz zaś w imienin jéj, pozwy podał do rozwodu, w których wszystkie prześladowania, złe {{korekta|obejście|obejście,}} znęcania się, bicie i t. p., były wymienione.<br /> |
||
{{tab}}Gdy po odjeździe Gozdzkiego pan Kaniowski z konopi wyszedłszy, dowiedział się o wszystkiém, naprzód kozactwo, które się nie broniło, srogo ukarał, zmienił ludzi, potém zebrawszy nowych, natychmiast na Dąbrowskiego, ojca żony, posądzając go o skargi, napadłszy, z folwarku go precz wygnał i na gościniec wyrzucił. W furyi niesłychanéj dzień i noc chodząc, zemstę począł knować, a tak rozpasyonowany będąc doznaném upokorzeniem, iż do ludzi nie gadał, — i przystępu do niego nie było. Ostrzegano Gozdzkiego, iż nie lada zemstę gotuje; ten sobie to lekceważąc, poświstywał.<br /> |
{{tab}}Gdy po odjeździe Gozdzkiego pan Kaniowski z konopi wyszedłszy, dowiedział się o wszystkiém, naprzód kozactwo, które się nie broniło, srogo ukarał, zmienił ludzi, potém zebrawszy nowych, natychmiast na Dąbrowskiego, ojca żony, posądzając go o skargi, napadłszy, z folwarku go precz wygnał i na gościniec wyrzucił. W furyi niesłychanéj dzień i noc chodząc, zemstę począł knować, a tak rozpasyonowany będąc doznaném upokorzeniem, iż do ludzi nie gadał, — i przystępu do niego nie było. Ostrzegano Gozdzkiego, iż nie lada zemstę gotuje; ten sobie to lekceważąc, poświstywał.<br /> |
||
{{tab}}Zeszło tak tygodni kilka, a o zemście jakoś słychać nie było. |
{{tab}}Zeszło tak tygodni kilka, a o zemście jakoś słychać nie było. |