Baśń o trzech braciach i królewnie: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja nieprzejrzana][wersja przejrzana]
Usunięta treść Dodana treść
UWAGA! Usunięcie treści (strona pozostała pusta)!
Znaczniki: Z urządzenia mobilnego Z wersji mobilnej (przeglądarkowej)
Tegel (dyskusja | edycje)
m Wycofano edycje użytkownika 83.7.67.93 (dyskusja). Autor przywróconej wersji to Ludmiła Pilecka.
Linia 1:
{{Nagłówek
|tytuł=Baśń o trzech braciach i królewnie
|autor=Aleksander Fredro
}}{{clear}}
{{erotyka}}
{{wulgaryzmy}}
 
: Mrok wieczorny — babcia siwa
: przy kominku głową kiwa.
: Nos jak haczyk, okulary,
: Coś pierdoli babsztyl stary.
: Snuje bajdy niestworzone,
: O królewnie Pizdolonie,
: O trzech braciach jak niewielu,
: O matuli ich z burdelu,
: Opowiada stare dzieje…
: A na dworze wicher wieje.
 
: Siądźcie społem panny, smyki,
: Młodojebce, stare pryki
: I nadstawcie dobrze uszy!
: Choć na polu śnieżek prószy.
: W domu ciepło i wygodnie…
: Zostaw pan w spokoju spodnie!
: Bo się wnet zawoła Mamy!…
: Cyt! Uwaga! Zaczynamy!
 
: Za morzami, za rzekami,
: Za lasami, za górami,
: Żył przed bardzo wielu laty,
: Król potężny i bogaty,
: Dobrotliwy, szczodrobliwy,
: Lecz niezmiernie rozżalony,
: Z racji córki, Pizdolony,
: Która przecie dobra, miła,
: Lecz… nadmiernie się kurwiła.
 
: A dawała bez wyboru
: I rycerzom, panom dworu,
: I kucharzom, i stolarzom,
: Czasem nawet i malarzom!
: Na leżąco, na stojaka,
: W dupę, w cycki i na raka.
: Czy na dworze, czy w salonie,
: Czy w klozecie, czy na tronie,
: W każdej chwili, w każdym czasie
: Wciąż myślała o kutasie.
 
: Próżno mówił jej król stary,
: Że we wszystkim trzeba miary,
: Nie wypada bowiem pannie
: Tak się kurwić bezustannie.
 
: Na nic się to wszystko zdało,
: Wciąż jej chuja było mało
: I na całym króla dworze
: Nikt chędożyć już nie może.
: Wszyscy byli rozjebani.
: Nawet księża, kapelani.
: Raz ją tak swędziała dupa.
: Że zgwałciła i biskupa,
: A gdy ten ją zerżnął marnie
: — Poszła dawać pod latarnię.
 
: Aż z burdelów w całym mieście,
: Do samego króla wreszcie,
: Od kurewskiej całej nacji
: Przyszły kurwy w delegacji.
: Ta najbardziej rozjebana,
: Padłszy przed nim na kolana,
: Z wielkim trudem tłumiąc łkanie
: Rzecze: „Królu nasz i Panie!
: Ty panując od lat wielu
: Ojcem byłeś dla burdelu.
: Upadają obyczaje!
: Twoja córka dupy daje!
: Na ulicy! bez pieniędzy!
: Przez co wpycha nas do nędzy.
: Nikt nas dziś już nie pierdoli,
: Bo darmochę każdy woli!
: A więc najjaśniejszy panie,
: Sprawiedliwość niech się stanie!”
 
: Król na łzy kurewskie czuły,
: Kazał dać ze swej szkatuły
: Każdej kurwie po dukacie,
: Po czym zamknął się w komnacie.
: W nocy zaś przywołał swego
: Astrologa nadwornego,
: By ten patrząc w gwiezdne szlaki
: Znalazł wreszcie sposób jaki,
: By królewnę można było
: — Dobrowolnie, czy też siłą —
: Wrócić znów do cnoty granic,
: A gdy to się nie zda na nic,
: Niech przynajmniej w swojej sferze
: Obłapników sobie bierze.
 
: Więc astrolog wziąwszy lupę,
: Zajrzał raz królewnie w dupę,
: Wielkim cyrklem pizdę zmierzył,
: Po czym zamknął się w swej wieży.
: Tak był w pracy pogrążony,
: Taki przy tym roztargniony,
: Że szukając prawd na niebie
: W roztargnieniu srał pod siebie.
: Kręcił, wiercił teleskopem,
: Wreszcie wrócił z horoskopem
: I rzekł: „Smutną wieść, niestety
: objawiły mi planety,
: Że królewny nic nie wstrzyma.
: Na jej szał lekarstwa ni ma!
: Chyba, że się znajdzie jaki,
: Tęgi jebak nad jebaki,
: Który ją tak zerżnie pięknie,
: Że królewnie picza pęknie!
: Żywym ogniem się zapali,
: Na kawałki się rozwali.
: Wtedy będzie pizdolona
: Z czaru swego wyzwolona!
: I znów stanie się prawiczką
: Z malusieńską, ciasną piczką.”
 
: Król, choć płakał ze zmartwienia,
: Zamknął córkę do więzienia,
: By się więcej nie puszczała.
: Tam codziennie dostawała,
: Prócz świetnego utrzymania,
: Tysiąc świec do brandzlowania,
: Wazeliny beczkę całą…
: Lecz jej tego było mało.
: Ciągle płacze, ciągle krzyczy:
: „To za mało dla mej piczy!”
 
: Wszystkim było ogłoszone,
: Że kto zbawi Pizdolonę,
: Ten dostanie ją za żonę
: I podzieli się królestwem,
: by raz skończyć z tym kurestwem.
 
: Więc zjeżdżają się jebacze,
: Czarodzieje, zaklinacze
: I rycerze, królewicze,
: By królewnie zerżnąć piczę!
: Każdy swoich sił próbuje,
: Lecz choć tęgie mieli chuje,
: Na nic się to wszystko zdało,
: Bo królewnie wciąż za mało.
 
: Król, gdy widział co się dzieje,
: Stracił całkiem już nadzieję,
: Płakał, martwił się dzień cały
: Aż mu jaja posiwiały
: Bo już siwy był na głowie.
 
: …A tymczasem heroldowie
: Wieści dziwne rozgłaszali
: Coraz dalej, dalej, dalej…
: Aż dotarły hen daleko,
: Gdzie za siódmą górą, rzeką,
: Stała sobie mała chatka,
: W niej mieszkała stara matka
: Wraz z synami swymi trzema,
: Którym równych w świecie nie ma.
 
: Każdy dzielny, tęgi, zwinny,
: ale każdy z nich był inny
: I w tym nie ma nic dziwnego:
: Każdy z ojca był innego.
: Bo w młodości swojej czasie
: Matka strasznie puszczała się.
: Była stróżką przy burdelu
: I kochanków miała wielu.
 
: Syn najstarszy miał chuj długi
: I gruby na kształt maczugi,
: A po bokach jego były
: jak postronki - grube żyły,
: Jakieś sęki, jakieś guzy -
: Jaja miał jak dwa arbuzy!
: A że ciągle mu bez mała
: ta ogromna pyta stała,
: Chujogromem go nazwano.
 
: Pizdoliza nosił miano
: Syn następny, bo lizanie
: Stawiał wyżej nad jebanie,
: I nie było mistrza w świecie,
: Co prześcignął go w minecie.
 
: Cieszą matkę takie dzieci,
: Lecz niestety — smuci trzeci,
: Który rodu był zakałą,
: Bo miał kuśkę całkiem małą,
: A cieniutką na kształt glizdy
: I nie palił się do pizdy.
: Dobrze, gdy z matczynej woli
: Raz na miesiąc popierdoli.
: A że mało tak obłapia,
: Bracia mieli go za gapia.
: No i matka nawet czasem
: Nazywała go Głuptasem.
 
: Tak im słodko życie idzie,
: Ani w zbytku, ani w biedzie.
: Starsze bowiem dwa chłopaki
: Zarabiali w sposób taki,
: że pobożne, starsze panie
: Brały ich na utrzymanie.
: A i matka, chociaż stara,
: Też dawała za talara.
: Tylko trzeci syn - wyskrobek
: Wypinał się na zarobek.
: Że nie udał się niewiastom,
: Dawał dupy pederastom
: I ku wielkiej matki złości
: Nie brał nic od swoich gości.
 
: Tak im się więc dobrze żyło,
: I wygodnie, dobrze, miło.
: Aż dotarła i w ich strony
: Wieść o losie Pizdolony.
: Na zarobek więc łakoma
: woła matka Chujogroma
: I tak rzecze: „Ty, mój synu
: Idź! Dokonaj tego czynu!
: Gdy spierdolisz Pizdolonę,
: To dostaniesz ją za żonę.
: Pół królestwa twoim będzie!
: Tak królewskie brzmi orędzie.”
 
: Syn usłuchał rady matki.
: Zaraz włożył czyste gatki.
: Wymył chuja - i bez zwłoki
: Raźno ruszył w świat szeroki.
: A gdy przybył do stolicy,
: Zaraz poszedł do ciemnicy
: Gdzie się świecą, rozkraczona,
: Brandzlowała Pizdolona.
 
: Pyta dębem mu stanęła,
: Więc się ostro wziął do dzieła
: I za pierwszym sztosem leci
: Błyskawicznie drugi, trzeci,
: Czwarty, piąty — aż nareszcie
: Wyrżnął sztosów tysiąc dwieście
: I utracił siłę całą —
: Lecz królewnie wciąż za mało!
: Tak był potem osłabiony,
: Że zleźć nie mógł z Pizdolony,
: Aż musiały dworskie ciury
: Ściągnąć go za dupę z dziury,
: I zanieśli omdlałego,
: Do szpitala zamkowego.
 
: A królewna ciągle krzyczy,
: Że to mało dla jej piczy!
 
: Prędko, prędko baśń się baje,
: Nie tak prędko kutas staje,
: Baśń się baje, czas ucieka,
: Chujogroma matka czeka,
: W końcu martwić się zaczyna -
: Że nie widać skurwysyna.
 
: Aż ją doszły straszne wieści…
: Powstrzymując łzy boleści,
: Pizdoliza do się wzywa
: I w te słowa się odzywa:
: — „Bratu, rzecz to nie do wiary,
: Nie powiodły się zamiary.
: Kutas zmarniał mu, niestety —
: Idź więc ty, spróbuj minety!”
 
: I Pizdoliz wnet bez zwłoki,
: Ruszył prędko w świat szeroki.
: W końcu zaszedł do stolicy.
: Tam się udał do ciemnicy,
: Gdzie się świecą, rozkraczona,
: Brandzlowała Pizdolona.
 
: Zaraz ją za piczę łapie
: I minetę tęgo chlapie.
: Język jego na kształt węża
: To się spręża, to rozpręża,
: To się wije jak sprężyna,
: W pizdę wwiercać się zaczyna,
: To po wierzchu, to od środka.
: Kręci na kształt kołowrotka,
: To się zwija znów jak fryga,
: że gdy patrzeć — w oczach miga.
: Doba tak za dobą mija,
: On jęzorem wciąż wywija.
: Lecz z nim także to się stało
: Że utracił siłę całą.
: Więc i jego dworskie ciury
: ściągnęły za dupę z dziury,
: I wyniosły omdlałego
: Do szpitala zamkowego.
: A królewna ciągle krzyczy,
: Że to mało dla jej piczy!
 
: Prędko, prędko baśń się baje,
: Nie tak prędko kutas staje,
: Baśń się baje, czas ucieka,
: Pizdoliza matka czeka,
: I już martwić się zaczyna —
: Bo nie widać skurwysyna.
 
: W końcu widząc, że nie wraca
: Myśli: „Na nic moja praca…
: Biedna dola jest matczyna.
: Oto już drugiego syna
: Losy wzięły mi zdradziecko!
: Jedno mi zostało dziecko,
: I do tego całkiem głupie”.
 
: …Głuptas miał to wszystko w dupie.
: Raz spokojnie po jedzeniu
: Chciał pochrapać sobie w cieniu.
: Coś mu jednak spać nie daje,
: Coś go ciągle gryzie w jaje.
: Więc się prędko zrywa z trawy,
: W portki patrzy się ciekawy,
: A tu się po jajach szwenda
: Niby chrabąszcz — wielka menda!
 
: Głuptas już rozpinał gacie,
: By ją zgubić w sublimacie,
: Gdy wtem menda nieszczęśliwa
: Ludzkim głosem się odzywa:
: „Nie zabijaj chłopcze luby!
: Czemu pragniesz mojej zguby?
: Menda też stworzenie boże,
: Że inaczej żyć nie może
: I że czasem w jajo utnie —
: Nie gubże jej tak okrutnie!”
: Głuptas to do serca bierze,
: Myśli sobie: „Biedne zwierzę,
: Że mnie utniesz, cóż to złego?
: Przecież nie zjesz mnie całego,
: A pocierpieć czasem mogę.
: Idź więc dalej w swoją drogę!”
 
: A tu nagle menda znika
: I zmienia się w czarownika,
: Czarownika - czarodzieja,
: I do swego dobrodzieja,
: Co się w strachu z miejsca zrywa,
: W takie słowa się odzywa:
: — „Że litości miałeś względy
: Dla bezbronnej, słabej mendy
: I żeś jej darował życie -
: Wynagrodzę cię sowicie.
: Dam ja ci wskazówki pewne,
: jak spierdolić masz królewnę.
: Sił twych - mało - tu potrzeba
: Jest kondona-samojeba,
: Który ma tę dziwną siłę,
: Że gdy włożysz na swą żyłę
: I rozkażesz - on za ciebie
: sztos za sztosem ciągle jebie
: Czarodziejską mocą cudną!
: Ale zdobyć go jest trudno...
: Dupa strzeże go zaklęta,
: Na przechodniów wciąż wypięta,
: Z której mocą złego ducha
: Ustawicznie ogień bucha.
: I czy z bliska, czy z daleka,
: Żarem swoim wszystko spieka.
: I w tym mocnym, wielkim żarze
: Dupa się całować każe,
: Lecz gdy powiesz do niej słowa:
: - «Niech się ogień w dupie schowa!
: Sama się pocałuj właśnie!»
: - Wtedy ogień w dupie zgaśnie.
: I powoli, z dobrej woli,
: Kondon zabrać ci pozwoli.
: Za twą dobroć ja ci mogę,
: Do tej dupy wskazać drogę.
: Weź ten kłębek z sobą razem,
: On ci będzie drogowskazem!
: Rzuć na ziemię i idź wszędzie,
: Gdzie się kłębek toczyć będzie.
: Lecz pamiętaj zawsze święcie
: Czarodziejskie to zaklęcie!”
 
: Tu czarownik, niby mara,
: Zniknął i rozwiał się jak para.
: Głuptas wstaje ucieszony,
: Bierze kłębek, rozbawiony,
: I nie mówiąc nic nikomu
: Po kryjomu znika z domu.
 
: Prędko, prędko baśń się baje,
: Nie tak prędko kutas staje.
: Głuptas idzie, nie ustaje,
: Coraz nowe mija kraje.
: Gdy stu granic minął słupy
: Zaszedł wreszcie aż do dupy,
: Z której ogień wieczny tryska.
: A podszedłszy do niej z bliska,
: Rozżarzonej nad pojęcie,
: Czarodziejskie swe zaklęcie
: Głuptas z całej siły wrzaśnie:
: „Sama się pocałuj właśnie!”
: Wtedy dupa zawstydzona,
: Puściła go do kondona.
 
: Więc z kondonem, ucieszony,
: Pędzi wnet do Pizdolony.
: A gdy przybył do stolicy,
: Zaraz poszedł do ciemnicy,
: Gdzie się świecą, rozkraczona,
: Brandzlowała Pizdolona.
 
: Wkłada kondon na kutasa
: I… O dziwo! U głuptasa
: Chuj, co zawsze był jak z ciasta,
: Na olbrzyma się rozrasta!
: Na sto chujów się rozdziela
: Każdy gruby, jak ta bela,
: Każdy twardy, jak ze stali,
: Każdy długi na sto cali!
: Wszystkie chuje z całej siły
: Na królewnę się rzuciły,
: Każdy się jej w piczę wwierca,
: Każdy końcem sięga serca,
: Każdy jej się w piczy grzebie,
: Każdy jebie, jebie, jebie…
: Głuptas leży bez wysiłku,
: Czasem klepnie ją po tyłku,
: Czasem w cycki pocałuje,
: A samojeb piczę pruje.
: Aż królewna Pizdolona
: Zchędożona, spierdolona,
: Ze zmęczenia ledwo żywa,
: Krzyczy: — Cipa się rozrywa!
 
: Takie przy tym tarcie było,
: Aż się w piczy zapaliło.
: By ugasić pożar ciała,
: Straż zamkowa przyjechała
: Z toporami, z bosakami,
: Sikawkami i kubłami,
: Słowem — z całym inwentarzem
: Używanym przy pożarze.
: I po długiej, ciężkiej pracy
: Ugasili ją strażacy.
 
: Tak została Pizdolona
: Z czaru swego wybawiona,
: I znów stała się prawiczką
: Z malusieńką, ciasną piczką.
: Głuptas dostał zaś w podziękę
: Pół królestwa i jej rękę.
 
: Król był taki ucieszony,
: Ze zbawienia Pizdolony,
: Że pomimo swej starości
: Kapucyna rżnął z radości,
: Tak się znowu poczuł młody,
: Potem zaś wyprawił gody
: Głuptasowi z Pizdoloną -
: Mnie na gody zaproszono.
: Więc jak mówię, też tam byłem.
: Jadłem, piłem, pierdoliłem,
: Bawiłem się z nimi społem,
: Aż zasnąłem gdzieś pod stołem…
 
: Tu bajka dobiega końca,
: Już za oknem patrzeć słońca:
: Przy kominku babcia siwa
: Coś mamrocze, głową kiwa
: Dając dziatwie pouczenia
: O rozkoszach chędożenia.
 
: Których i Wam czytelnicy
: Autor tej powiastki życzy!
 
{{edycja}}
 
{{TekstPD|Aleksander Fredro}}
 
[[Kategoria:Aleksander Fredro]]
[[Kategoria:Erotyka]]
[[Kategoria:Literatura polskiego romantyzmu]]
[[Kategoria:Liryka]]