Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/672: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
Himiltruda (dyskusja | edycje) |
|||
Status strony | Status strony | ||
- | + | Skorygowana | |
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 7: | Linia 7: | ||
{{tab}}Ciekawość moja była tak rozbudzona że nie mając wśród tych imienin nic lepszego do roboty, nieznacznie chodziłem w ślad za Wątróbką i niedyskretnie się przysłuchiwałem.<br /> |
{{tab}}Ciekawość moja była tak rozbudzona że nie mając wśród tych imienin nic lepszego do roboty, nieznacznie chodziłem w ślad za Wątróbką i niedyskretnie się przysłuchiwałem.<br /> |
||
{{tab}}Charakterystyka pana B. okazała się trafną, gdyż wistocie Wątróbka był niezmiernie oświadomiony i żywo zajmował się najmniejszego z sobą związku niemającemi osobami i okolicznościami.<br /> |
{{tab}}Charakterystyka pana B. okazała się trafną, gdyż wistocie Wątróbka był niezmiernie oświadomiony i żywo zajmował się najmniejszego z sobą związku niemającemi osobami i okolicznościami.<br /> |
||
{{tab}}Z mowy jego wnosić mogłem, że nie wzywany, ale sam z |
{{tab}}Z mowy jego wnosić mogłem, że nie wzywany, ale sam z własnéj woli mieszał się tak czynnie do wszystkiego. Z kilku napomknień widać było, że nie zawsze nawet bezkarnie mu to uchodziło, ale nic go nie zrażało.<br /> |
||
{{tab}}Przy stole traf mnie posadził obok pana B., który był milczący tak, że na parę pytań moich nie odpowiedział wcale. Raz tylko, jakby mimowolnie rzucił mi w ucho, patrząc na Wątróbkę:<br /> |
{{tab}}Przy stole traf mnie posadził obok pana B., który był milczący tak, że na parę pytań moich nie odpowiedział wcale. Raz tylko, jakby mimowolnie rzucił mi w ucho, patrząc na Wątróbkę:<br /> |
||
{{tab}}— Don Kiszot!<br /> |
{{tab}}— Don Kiszot!<br /> |
||
{{***2}} |
{{***2}} |
||
{{tab}}Jakoś w kilka tygodni po tych imieninach, trafił się wypadek w sąsiedztwie, w domu ze wszech miar poszanowania godnym, w rodzinie nie majętnéj, ale zacnéj. Przyjęty do chłopców nauczyciel, rozkochał w sobie jednę z córek państwa X. i wykradł ją. Ojciec wyparł się dziecięcia; nic go nie mogło przebłagać.<br /> |
{{tab}}Jakoś w kilka tygodni po tych imieninach, trafił się wypadek w sąsiedztwie, w domu ze wszech miar poszanowania godnym, w rodzinie nie majętnéj, ale zacnéj. Przyjęty do chłopców nauczyciel, rozkochał w sobie jednę z córek państwa X. i wykradł ją. Ojciec wyparł się dziecięcia; nic go nie mogło przebłagać.<br /> |
||
{{tab}}Zrobiło to wrażenie ogromne, bo wszystkim i rodziców i téj |
{{tab}}Zrobiło to wrażenie ogromne, bo wszystkim i rodziców i téj biednéj panienki wielce żal było.<br /> |