Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/77: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
m Wieralee przeniosła stronę Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Pani Walewska.djvu/040 na Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/77, bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: przebudowa
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
{{pk|poko|jowca}} i polecić mu przywołać szambelanową — gdy niespodziewanie wpadł do pokoju kamerdyner.<br />
swe szare cienie, ogień na kominku coraz silniejsze rzucał blaski, coraz śmielej odbierał odchodzącemu dniu berło światła — gdy szambelan ocknął się, przetarł zmęczone oczy, i jął zastanawiać się, jak mu postąpić należy z lekkomyślnością żony, czy natychmiast zażądać najściślejszego tłumaczenia, czy też rozprawę odłożyć do powrotu do Walewic, a teraz przybrać jeno maskę pogardliwej oziębłości.<br />
{{tab}}Myśl pierwsza wzięła górę.<br />
{{tab}}Pan Anastazy sięgnął do dzwonka, aby wezwać pokojowca i polecić mu przywołać szambelanową — gdy niespodziewanie wpadł do pokoju kamerdyner.<br />
{{tab}}— Co tam? Czego?<br />
{{tab}}— Co tam? Czego?<br />
{{tab}}— Jego ekscelencya, pan de Talleyrand Périgord, książę Benewentu!<br />
{{tab}}— Jego ekscelencya, pan de Talleyrand Périgord, książę Benewentu!<br />
Linia 13: Linia 11:
{{tab}}— Ach! Co za szkoda!... Przecież Warszawa teraz dopiero odetchnie pełną piersią... pobyt najjaśniejszego pana przedłuży się... Słońce wschodzi — gwiazdy nie powinny opuszczać swoich stanowisk...<br />
{{tab}}— Ach! Co za szkoda!... Przecież Warszawa teraz dopiero odetchnie pełną piersią... pobyt najjaśniejszego pana przedłuży się... Słońce wschodzi — gwiazdy nie powinny opuszczać swoich stanowisk...<br />
{{tab}}Szambelan z godnością poprawił swą gwiazdę orderową i odrzekł melancholijnie:<br />
{{tab}}Szambelan z godnością poprawił swą gwiazdę orderową i odrzekł melancholijnie:<br />
{{tab}}— Bezwątpienia tak być powinno... lecz dziś są ludzie nowi, chciałem powiedzieć, młodzi... tych i siły pewniejsze i żal po stracie naszego najlepszego króla mniejszy!... Nam, starym sługom stanisławowskim, może lepiej w zaciszu domowem!<br />
{{tab}}— Bezwątpienia tak być powinno... lecz dziś są ludzie nowi, chciałem powiedzieć, młodzi... tych i siły pewniejsze i żal po stracie naszego najlepszego króla mniejszy!... Nam,
{{tab}}— Pan szambelan pogardza naszem francuskiem zawołaniem — „umarł kró, niech żyje król!“ Nowy władca, lecz temu bodaj droższymi jeszcze są ci, którzy nieśli za jego poprzednika ciężar tronu... Jakże mogą wrócić czasy dawne, gdy wy, panowie, dawni, raczej niedawni przodownicy będziecie się usuwali!<br />
{{tab}}— Pochlebne mniemanie księcia pana!<br />
{{tab}}— Uchowaj Boże!... Panie szambelanie, odradzałbym mu najgoręcej wyjazd!... Dla człowieka takich zasług... otwiera się pole szerokie, bardzo szerokie!... Któżby stanął na czele, u steru... jeżeli ludzie panu podobni... odejdą?<br />
{{tab}}Pan Anastazy rósł z zadowolenia, a coraz życzliwiej poglądał na księcia Benewentu, ten zdawał się nie spostrzegać wrażenia, jakie jego słowa wywierały.<br />
{{tab}}— Mogą przyjść chwile decydujące, w których zdanie światłe może zaważyć na szali... Nie — nie, panie szambelanie, trzeba zostać, pańskim obowiązkiem jest nie ustępować.<br />
{{tab}}— Rozumiem pięknie wypowiedzianą myśl... jednakże będzie tu dosyć ochotnych...<br />
{{tab}}— Myli się pan! — przerwał Talleyrand. — Cesarz dziś zapytywał o pana!<br />
{{tab}}Szambelana mrowie przeszło, wyprostował się na krześle i trwożliwie wyszeptał:<br />
{{tab}}— Cesarz? Doprawdy... nie wiem, czem zasłużyłem sobie na tyle łaski...<br />
{{tab}}— Ach! Panie szambelanie — odrzekł książę Benewentu. — To tylko znajomość ludzi, sztuka odgadywania