Strona:Oświęcim - pamiętnik więźnia.djvu/4: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
Matlin (dyskusja | edycje)
 
Status stronyStatus strony
-
Skorygowana
+
Uwierzytelniona
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 2: Linia 2:
{{c|— — —|przed=1em|po=1em|roz}}
{{c|— — —|przed=1em|po=1em|roz}}
{{tab}}Zresztą od kiedy postanowiłem pisać ten pamiętnik, zgadzam się jeść wszystko, co mi dają, a to przecież podtrzyma przez jakiś czas moje siły. Na tym więc serce matczyne coś zyska. Bo z jedzeniem — w pierwszych dniach — było to dla matki wielkie utrapienie i męczeństwo. Nie mogłem — nie ja pierwszy zapewne, nie ja ostatni!... nie mogłem jeść, przełknąć nic poza tym, co tam jedzą oni, moi, oświęcimiacy...<br />
{{tab}}Zresztą od kiedy postanowiłem pisać ten pamiętnik, zgadzam się jeść wszystko, co mi dają, a to przecież podtrzyma przez jakiś czas moje siły. Na tym więc serce matczyne coś zyska. Bo z jedzeniem — w pierwszych dniach — było to dla matki wielkie utrapienie i męczeństwo. Nie mogłem — nie ja pierwszy zapewne, nie ja ostatni!... nie mogłem jeść, przełknąć nic poza tym, co tam jedzą oni, moi, oświęcimiacy...<br />
{{tab}}Wypuszczono nas dwudziestu trzech, ale gdyśmy szli przez dworzec warszawski i potem żegnali się na ulicy — już wtedy stało się jasne: owszem, zwolniono nas, te nędzne, potłuczone, poranione szkielety, kościotrupy, poruszane jeszcze jakimś dziwacznym wewnętrznym życiowym uporem... Ale {{Korekta|wntrze|wnętrze}} nasze, to co nazywa człowiek duszą, nasze dążenia, nasze tęsknoty, to jakoś nie odrazu poszło z nami, pozostało uwięzione tam, w obrębie Oświęcimia. Jeden ze zwolnionych, zupełnie młody człowiek, który przez długie miesiące tęsknił tam do swej narzeczonej — odrazu ujął teraz tę naszą przemianę we właściwe słowa: ”Dla nas na jedno, wypuścili czy nie!... Niewielu z nas zechce, potrafi się oderwać!.. Ja przynajmniej — to już chyba pozostanę tam z nimi... Większa część mnie tem uwięzła”.. i uśmiechnął się przytym do nas porozumiewawczym, tęsknym uśmiechem. Wszyscy milczeli, odezwał się tylko jeden, równie młody chłopak, stosunkowo mało wyniszczony, bo go prędko wydostała z obozu rodzina. I ten ku naszemu zdumieniu powiedział: ”Nie będę świnią, żebym żarł i zapomniał, co tam z nimi się wyprawia”... Ja nie powiedziałem nic. Wydało mi się nawet w pierwszej chwili, że to przesada.<br />
{{tab}}Wypuszczono nas dwudziestu trzech, ale gdyśmy szli przez dworzec warszawski i potem żegnali się na ulicy — już wtedy stało się jasne: owszem, zwolniono nas, te nędzne, potłuczone, poranione szkielety, kościotrupy, poruszane jeszcze jakimś dziwacznym wewnętrznym życiowym uporem... Ale {{Korekta|wntrze|wnętrze}} nasze, to co nazywa człowiek duszą, nasze dążenia, nasze tęsknoty, to jakoś nie odrazu poszło z nami, pozostało uwięzione tam, w obrębie Oświęcimia. Jeden ze zwolnionych, zupełnie młody człowiek, który przez długie miesiące tęsknił tam do swej narzeczonej — odrazu ujął teraz tę naszą przemianę we właściwe słowa: ”Dla nas na jedno, wypuścili czy nie!... Niewielu z nas zechce, potrafi się oderwać!.. Ja przynajmniej — to już chyba pozostanę tam z nimi... Większa część mnie tam uwięzła”.. i uśmiechnął się przytym do nas porozumiewawczym, tęsknym uśmiechem. Wszyscy milczeli, odezwał się tylko jeden, równie młody chłopak, stosunkowo mało wyniszczony, bo go prędko wydostała z obozu rodzina. I ten ku naszemu zdumieniu powiedział: ”Nie będę świnią, żebym żarł i zapomniał, co tam z nimi się wyprawia”... Ja nie powiedziałem nic. Wydało mi się nawet w pierwszej chwili, że to przesada.<br />
{{tab}}Ten zresztą chłopak od pierwszej wiadomości o zwolnieniu miał jaskrawą bardzo reakcję. To znaczy powstało w nim jakieś szczególne uczulenie w stosunku do pozostawionych w obozie kolegów. Więc np. wypuszczając nas — dali nam do rąk spore paczki na drogę. Zajrzeliśmy do nich, jak tylko wyszliśmy z obozu. Było w nich po kilka grubych kawałków chleba, posmarowanych masłem i obłożonych wędliną. Nadto opakowanie było pergaminowe! Otóż ten nasz kolega odrzucił odrazu paczkę z pogardą i wściekłością: nie chciał jej!<br />
{{tab}}Ten zresztą chłopak od pierwszej wiadomości o zwolnieniu miał jaskrawą bardzo reakcję. To znaczy powstało w nim jakieś szczególne uczulenie w stosunku do pozostawionych w obozie kolegów. Więc np. wypuszczając nas — dali nam do rąk spore paczki na drogę. Zajrzeliśmy do nich, jak tylko wyszliśmy z obozu. Było w nich po kilka grubych kawałków chleba, posmarowanych masłem i obłożonych wędliną. Nadto opakowanie było pergaminowe! Otóż ten nasz kolega odrzucił odrazu paczkę z pogardą i wściekłością: nie chciał jej!<br />
{{tab}}Oczywiście, jeden ze zwolnionych podniósł ją i dziw, że o to nie było bójki: przecie ludzie byli tak wygłodzeni!...<br />
{{tab}}Oczywiście, jeden ze zwolnionych podniósł ją i dziw, że o to nie było bójki: przecie ludzie byli tak wygłodzeni!...<br />