Strona:Edgar Allan Poe - Nowelle (tłum. Niedźwiecki).djvu/13: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
 
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
napowrót położył. Siedział tylko na łóżku wyprostowany i nasłuchiwał; słuchał zegaru umarłych w ścianie, tak samo jak i ja się weń noc w noc wsłuchiwałem.<br />
napowrót położył. Siedział tylko na łóżku wyprostowany i nasłuchiwał; słuchał zegaru umarłych w ścianie, tak samo jak i ja się weń noc w noc wsłuchiwałem.<br />
{{tab}}Naraz uszu mych doszło coś jakby ciche stuknięcie. Poznałem w niem głos śmiertelnego strachu. Nie był to jęk bólu, ani troski; był to ów ton głuchy, napół zduszony, jaki się zwykł wyrywać z głębi ściśnionej strachem piersi. Znam ja aż nadto dobrze to zabójczo męczące stękanie. Niejednej nocy, gdy wszystko było pogrążone w śnie najgłębszym, dobywało się ono z mojej własnej piersi, potęgując napady trwogi, które mnie zmysłów pozbawiały, przez tę okropną duszność. Znałem ja tedy, mówię, jęk tego rodzaju zbyt dobrze i nie tajnemi mi były uczucia, jakich starzec wśród tego doświadczać musi. Sprawiało mi to przykrość, choć w głębi duszy byłem uradowany. Wiedziałem, że od pierwszego szmeru, na którego odgłos starał się obrócić, leżał przez cały czas nie śpiąc. Owładany coraz to większą trwogą, starał się sobie przedstawić jej bezzasadność; nie udawało mu się to jednak. Daremnie sobie powtarzał: — „To nic; to tylko wiatr zaszumiał w kominie; może też mysz przebiegła po podłodze albo świerszczyk z cicha zaświerczał.“ — Napewne stary próbował się uspokoić tego rodzaju perswazyami. Daremny jednak wysiłek; wszystko to było napróżno! Zbliżająca się doń śmierć stała już nad jego głową i spowijała
{{tab}}Naraz uszu mych doszło coś jakby ciche stęknięcie. Poznałem w niem głos śmiertelnego strachu. Nie był to jęk bólu, ani troski; był to ów ton głuchy, napół zduszony, jaki się zwykł wyrywać z głębi ściśnionej strachem piersi. Znam ja aż nadto dobrze to zabójczo męczące stękanie. Niejednej nocy, gdy wszystko było pogrążone w śnie najgłębszym, dobywało się ono z mojej własnej piersi, potęgując napady trwogi, które mnie zmysłów pozbawiały, przez tę okropną duszność. Znałem ja tedy, mówię, jęk tego rodzaju zbyt dobrze i nie tajnemi mi były uczucia, jakich starzec wśród tego doświadczać musi. Sprawiało mi to przykrość, choć w głębi duszy byłem uradowany. Wiedziałem, że od pierwszego szmeru, na którego odgłos starał się obrócić, leżał przez cały czas nie śpiąc. Owładany coraz to większą trwogą, starał się sobie przedstawić jej bezzasadność; nie udawało mu się to jednak. Daremnie sobie powtarzał: — „To nic; to tylko wiatr zaszumiał w kominie; może też mysz przebiegła po podłodze albo świerszczyk z cicha zaświerczał.“ — Napewne stary próbował się uspokoić tego rodzaju perswazyami. Daremny jednak wysiłek; wszystko to było napróżno! Zbliżająca się doń śmierć stała już nad jego głową i spowijała