Strona:Moi znajomi.djvu/199: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
int.
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
w tryby bat wplątał, a kiedy go wyciągał, chwyciło kożuch i rękę.<br />
w tryby bat wplątał, a kiedy go wyciągał, chwyciło kożuch i rękę.<br /> {{tab}}— I nie mógł zatrzymać koni?<br />
{{tab}}— I nie mógł zatrzymać koni?<br />
{{tab}}— A nie mógł. Krzyczał, powiadają, ale to tam dość jak się raz obróci...<br />
{{tab}}— A nie mógł. Krzyczał, powiadają, ale to tam dość jak się raz obróci...<br />
{{tab}}Machnął ręką i westchnął.<br /> {{tab}}— Szczególny wypadek! — wtrącił gość palący.<br /> {{tab}}— A ja powiadam sąsiadowi dobrodziejowi — mówił gruby szlachcic — że wszystkie te machiny to dyabła warte. Dawniej chłop cepem walił — i dobra. A teraz...<br />
{{tab}}Machnął ręką i westchnął.<br />
{{tab}}— Szczególny wypadek! — wtrącił gość palący.<br /> {{tab}}— A ja powiadam sąsiadowi dobrodziejowi — mówił gruby szlachcic — że wszystkie te turbiny to dyabła warte. Dawniej chłop cepem walił — i dobra. A teraz...<br />
{{tab}}— Ba! pańszczyzna była! Z pańszczyzną każdy był mądry. Najgłupszy szlachcic...<br />
{{tab}}— Ba! pańszczyzna była! Z pańszczyzną każdy był mądry. Najgłupszy szlachcic...<br />
{{tab}}— O ho, no!... — przerwał grubas — byli i oni mądrzy! Póki była pańszczyzna, przy każdym chłopie ekonoma trzeba było stawiać. Niema pańszczyzny — płacić sobie każą jak urzędniki w biurze. O ho! ho!... Mądry to naród!<br /> {{tab}}— Ale to, powiadam sąsiadowi — przemówił znów gospodarz — trzeba na to wszystko mojego szczęścia. Akurat w przeszłym tygodniu nie było jednego dnia młocki, myślę więc sobie: każę kierat deskami obić. Zawsze to ostrożność nie zawadzi. Jużem miał trzyrublówkę w ręku i chciałem zawołać fornala, kiedy dyabli nadali Brysia z Uniejowa, wie sąsiad, tego czarnego.<br />
{{tab}}— O ho, no!... — przerwał grubas — byli i oni mądrzy! Póki była pańszczyzna, przy każdym chłopie ekonoma trzeba było stawiać. Niema pańszczyzny — płacić sobie każą jak urzędniki w biurze. O ho! ho!... Mądry to naród!<br />
{{tab}}— Ale to, powiadam sąsiadowi — przemówił znów gospodarz — trzeba na to wszystko mojego szczęścia. Akurat w przeszłym tygodniu nie było jednego dnia młocki, myślę więc sobie: każę kierat deskami obić. Zawsze to ostrożność nie zawadzi. Jużem miał trzyrublówkę w ręku i chciałem zawołać fornala, kiedy dyabli nadali Brysia z Uniejowa, wie sąsiad, tego czarnego.