Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XIII.djvu/250: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
 
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
<center><small>{{tab|100}}Nów 3-ci.</small></center>
{{c|{{tab|100}}Nów 3-ci.|w=80%}}
{{tab}}W młodym wieku, kiedy jeszcze w głębi serca czucie w zawiązku spoczywa, a mdła tylko tęsknota oznajmia bliską chwilę rozwinięcia, pędzi umysł w krainę marzeń. Przyswaja sobie najczęściéj, co nie jego... czego wagi znać nie może... i co? Szalona młodości!... nieszczęście! Młodego poety pierwsze akordy żałośnie dźwięczą... pieśń smutna... żałuje, czego nie znał... niema nadziei, nadziei, kiedy jeszcze niczego nie zapragnął... pieści się z swoim urojonym bólem duszy, kiedy może w przyszłości piorunowa chmura zgromadza żywioły, w groźną rośnie potęgę. — Dlaczegóż przynajmniéj marzenia wiosenne kwiatami nie strojne? Cóż nam każe wyścigać przeznaczenie? Czemuż, kiedy już każdy śmiertelny cierpieć musi, uśmiech łzy nie poprzedza? czemuż boleśna, urojona, zawsze jeszcze na rzęsach zostaje? — I mnie z koła rodzinnego, ze spokojnego obwodu miłości rodzicielskiéj, tęskne uczucie wiodło wśród cmentarzy. Błąkałem się po zaklęsłych mogiłach pokoleń całych — wołałem dumnie: „Cóż los może! Mniéj więcéj doba! — jak najdłużéj, jakże krótko! Wartże troski jeden nocleg! Życie chwilą, szybko minie! Ach niestety, wszystko minęło, co już przeszło — rozkosz zawsze lotna, a nieszczęście traci z oczu doznane cierpienia, widzi tylko ten punkt, na którym stoi w życia wymierzonéj drodze, punkt za prędko, za daleko już posunięty. — Ale w zimnych murach więzienia, na łożu boleści, na grobie najdroższych nadziei, leniwo, {{pp|bar|dzo}}
{{tab}}W młodym wieku, kiedy jeszcze w głębi serca czucie w zawiązku spoczywa, a mdła tylko tęsknota oznajmia bliską chwilę rozwinięcia, pędzi umysł w krainę marzeń. Przyswaja sobie najczęściéj, co nie jego... czego wagi znać nie może... i co? Szalona młodości!... nieszczęście! Młodego poety pierwsze akordy żałośnie dźwięczą... pieśń smutna... żałuje, czego nie znał... niema nadziei, nadziei, kiedy jeszcze niczego nie zapragnął... pieści się z swoim urojonym bólem duszy, kiedy może w przyszłości piorunowa chmura zgromadza żywioły, w groźną rośnie potęgę. — Dlaczegóż przynajmniéj marzenia wiosenne kwiatami nie strojne? Cóż nam każe wyścigać przeznaczenie? Czemuż, kiedy już każdy śmiertelny cierpieć musi, uśmiech łzy nie poprzedza? czemuż boleśna, urojona, zawsze jeszcze na rzęsach zostaje? — I mnie z koła rodzinnego, ze spokojnego obwodu miłości rodzicielskiéj, tęskne uczucie wiodło wśród cmentarzy. Błąkałem się po zaklęsłych mogiłach pokoleń całych — wołałem dumnie: „Cóż los może! Mniéj więcéj doba! — jak najdłużéj, jakże krótko! Wartże troski jeden nocleg! Życie chwilą, szybko minie! Ach niestety, wszystko minęło, co już przeszło — rozkosz zawsze lotna, a nieszczęście traci z oczu doznane cierpienia, widzi tylko ten punkt, na którym stoi w życia wymierzonéj drodze, punkt za prędko, za daleko już posunięty. — Ale w zimnych murach więzienia, na łożu boleści, na grobie najdroższych nadziei, leniwo, {{pp|bar|dzo}}