Strona:Moi znajomi.djvu/068: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
Status strony | Status strony | ||
- | + | Uwierzytelniona | |
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 1: | Linia 1: | ||
{{pk|od|kryciu}} i upojony przyszłą sławą tak, że się niemal końcem nosa na przechodniów natykał.<br |
{{pk|od|kryciu}} i upojony przyszłą sławą tak, że się niemal końcem nosa na przechodniów natykał.<br> |
||
{{tab}}Dawniej, wczoraj jeszcze, byłby każdego za podobną nieuwagę najpokorniej przeprosił. Ale dziś... Dziś zdawało mu się, że ma szczególny przywilej nie zważania na nic i na nikogo.<br/ > |
{{tab}}Dawniej, wczoraj jeszcze, byłby każdego za podobną nieuwagę najpokorniej przeprosił. Ale dziś... Dziś zdawało mu się, że ma szczególny przywilej nie zważania na nic i na nikogo.<br/ > |
||
{{tab}}Nie byłże wielkim wynalazcą, twórcą olbrzymiego przewrotu, co mówię, twórcą nowej w dziejach teatralnych ery? Nie byłże Kaputkiewiczem, który «fecit» morze?<br |
{{tab}}Nie byłże wielkim wynalazcą, twórcą olbrzymiego przewrotu, co mówię, twórcą nowej w dziejach teatralnych ery? Nie byłże Kaputkiewiczem, który «fecit» morze?<br> |
||
{{tab}}Gdyby ci ludzie wiedzieli, jaką myśl niesie w swej głowie, czyliżby mu się nie usuwali z drogi z pełnym admiracyi szeptem: «Kaputkiewicz... Kaputkiewicz idzie».<br |
{{tab}}Gdyby ci ludzie wiedzieli, jaką myśl niesie w swej głowie, czyliżby mu się nie usuwali z drogi z pełnym admiracyi szeptem: «Kaputkiewicz... Kaputkiewicz idzie».<br> |
||
{{tab}}Nazwisko to, które w {{korekta|porównanin|porównaniu}} z takim np. Wellingtonem, wydawało mu się dawniej nieco pospolitem, przybrało teraz w jego wyobraźni wszystkie cechy tych wielkich, wyrocznych imion, które w dziejach ludzkości stoją niby zdala widne piramidy.<br |
{{tab}}Nazwisko to, które w {{korekta|porównanin|porównaniu}} z takim np. Wellingtonem, wydawało mu się dawniej nieco pospolitem, przybrało teraz w jego wyobraźni wszystkie cechy tych wielkich, wyrocznych imion, które w dziejach ludzkości stoją niby zdala widne piramidy.<br> |
||
{{tab}}— Kaputkiewicz... Kaputkiewicz... — powtarzał w myśli z razu, potem szeptem, potem półgłosem, z coraz gorętszym, modlitewnym niemal, akcentem czci i uwielbienia, a uszy jego upajały się tym dźwiękiem jakby najsłodszą muzyką.<br |
{{tab}}— Kaputkiewicz... Kaputkiewicz... — powtarzał w myśli z razu, potem szeptem, potem półgłosem, z coraz gorętszym, modlitewnym niemal, akcentem czci i uwielbienia, a uszy jego upajały się tym dźwiękiem jakby najsłodszą muzyką.<br> |
||
{{tab}}Zamilkł wreszcie, gdyż wrażenie stało się aż |
{{tab}}Zamilkł wreszcie, gdyż wrażenie stało się aż |