Strona:Stefan Grabiński - Salamandra.djvu/166: Różnice pomiędzy wersjami
Nowa strona |
(Brak różnic)
|
Wersja z 00:10, 23 cze 2018
Po długiej, nieskończenie długiej nocy ujrzałem nad sobą czyjąś twarz. Była znajoma mi i życzliwa. Podniosłem się i wyciągnąłem rękę. Ujęła ją dłoń ciepła i przyjacielska.
— Nie wolno się ruszać! — mówił ktoś pochylony nade mną
— To pan, panie doktorze? — zagadnąłem,
przemagając ogromne znużenie, które przyciskało
mi powieki żelaznemi palcami.
— Nie wolno mówić — brzmiał ten sam głos
z wielkiej oddali.
Wbrew zakazowi usiadłem na łóżku. Poznałem dr. Biegańskiego.
— Gdzie jestem? Czy Wierusz wrócił?
— U siebie w domu. Pana Wierusza nie znam.
— Kto mnie tutaj przyniósł? Czy oddawna
tu leżę?
— Powoli, powoli. Proszę leżeć cicho i nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Przebył pan szczęśliwie nader poważną chorobę; wszelkie wzruszenia mogłyby panu zaszkodzić.
— Którego mamy dzisiaj? — rzuciłem okrążające pytanie.