Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/363: Różnice pomiędzy wersjami

Grobur (dyskusja | edycje)
(Brak różnic)

Wersja z 16:07, 24 cze 2018

Ta strona została przepisana.

Niby z ciężkiego snu zbudzony, powiódł Julian zwolna wzrokiem po tłumie i z obojętną miną zapytał Orybazego:
— Co to jest?.. Czego oni krzyczą?.. Co się stało?.. A, tak... Ołtarz się wywrócił!
I patrząc ze smutnym uśmiechem na wystygłe węgle, dodał:
— Czy wiesz, uczony mój przyjacielu, że ludzi niczem tak obrazić nie można, jak prawdą? Biedne, nierozumne dzieci!.. Mniejsza o to, niech pokrzyczą, niech popłaczą — znajdą sobie pociechę... Chodźmy więc. Orybazy, chodźmy w cień... Masz słuszność: słońce musiało mi zaszkodzić... Oczy mnie bolą, czuję się znużonym...
Odazedł zwolna, wsparty na ramieniu lekarza. Przybywszy do namiotu, omdlałym ruchem ręki oddalił wszystkich. Zapuszczono zasłonę na drzwi, namiot pogrążył się w mroku.
Cesarz padł wyczerpany na swoje twarde łoże polowe ze skóry lwiej. Długo leżał tak, ściskając głowę w dłoniach, jak w czasie dzieciństwa, gdy doznał wielkiej krzywdy lub zmartwienia.
— Ciszej, ciszej! cesarz chory — mówili wodzowie, by uspokoić wzburzonych żołnierzy.
I wszyscy milkli natychmiast.
W obozie rzymskim, jak w pokoju konającego, zapanowała cisza, pełna dręczącego wyczekiwania.
Nie słuchali tylko Galilejczycy, którzy przesuwali się ukradkiem, wciskali wszędzie, roznosząc ponure pogłoski, i jak gady, ze snu zimowego przebudzone i słońcem ogrzane, syczeli bez ustanku:
— Czy nie widzicie? To kara Boska!.. Straszna to rzecz ściągnąć na siebie gniew Pana!..