Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/389: Różnice pomiędzy wersjami

Grobur (dyskusja | edycje)
(Brak różnic)

Wersja z 13:05, 25 cze 2018

Ta strona została przepisana.
XIX.

Zaniesiono cesarza do namiotu i złożono na łożu obozowem. Nie wracał do przytomności, wydając jęki co chwila.
Lekarz Orybazy wyciągnął żeleźce dzidy z głębokiej rany, którą obmył i opatrzył. Wiktor spojrzeniem zapytywał: czy jest nadzieja? Orybazy smutno potrząsnął głową. Po przewiązaniu rany Julian westchnął i otworzył oczy.
— Gdzie jestem? — zapytał zdziwiony, rzucając dokoła spojrzenia.
Usłyszawszy dalekie odgłosy bitwy, przypomniał sobie wszystko i z wysiłkiem podniósł się na posłaniu.
— Dlaczego mię odprowadzono? Gdzie mój koń? Prędzej, Wiktorze!..
Nagle twarz wykrzywiła mu się z bólu. Rzucili się wszyscy, by go podtrzymać. Odtrącił Wiktora i Orybazego.
— Puśćcie mnie! Muszę być z nimi do końca!
Dusza jego walczyła ze śmiercią. Zwolna powstał blady uśmiech, błąkał mu się po ustach, oczy płonęły.
— Widzicie, że mogę jeszcze... Prędzej, miecz mój, puklerz i konia!
Wiktor podał mu puklerz i miecz. Julian wziął oręż i, chwiejąc się, jak dziecię, co jeszcze chodzić nie umie, postąpił kilka kroków.
Ale rana się otworzyła. Upuścił broń, padł na ręce Orybazego i Wiktora, i podniósłszy oczy do góry, zawołał ze spokojną pogardą:
— Skończyło się. Zwyciężyłeś, Galilejczyku! Nenikekas, Galilaie!