Strona:Maria Rodziewiczówna - Macierz.djvu/199: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
m bot poprawia formatowanie
Wydarty (dyskusja | edycje)
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 2: Linia 2:
{{tab}}Szczepański ciężej na jej ramieniu głowę oparł i z cicha rzekł:<br>
{{tab}}Szczepański ciężej na jej ramieniu głowę oparł i z cicha rzekł:<br>
{{tab}}— Żeby Bóg o mnie pomyślał — a może już myśli — spocząć mi się chce — i tak cicho. Zasnę — tylko ty nie odchodź. Takim zmordowany! <br>
{{tab}}— Żeby Bóg o mnie pomyślał — a może już myśli — spocząć mi się chce — i tak cicho. Zasnę — tylko ty nie odchodź. Takim zmordowany! <br>
{{tab}}Ogarnęła go ramieniem, ułożyła wygodniej. Teraz w chacie zapanowała cisza. Świerszcze ucichły, lampa zgasła, miesiąc tylko wnętrze srebrem
{{tab}}Ogarnęła go ramieniem, ułożyła wygodniej.<br>
{{tab}}Teraz w chacie zapanowała cisza. Świerszcze ucichły, lampa zgasła, miesiąc tylko wnętrze srebrem
zalał — i szedł po niebie ku zorzy porannej. Magda siedziała nieporuszona, ino jej oczy przez okienko w tę jasność szły i coś mówiły — ino jej usta po
zalał — i szedł po niebie ku zorzy porannej. Magda siedziała nieporuszona, ino jej oczy przez okienko w tę jasność szły i coś mówiły — ino jej usta po
ruszały się czasem, słowem — odetchnieniem — gdy się w duszy nie mieściło dumanie, ale ją sen nie brał, ni czuła zmęczenia. <br>
ruszały się czasem, słowem — odetchnieniem — gdy się w duszy nie mieściło dumanie, ale ją sen nie brał, ni czuła zmęczenia. <br>