Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/150: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
Pywikibot touch edit
Anwar2 (dyskusja | edycje)
Status stronyStatus strony
-
Skorygowana
+
Uwierzytelniona
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
<br>
<center><big>'''<noinclude>18.&nbsp;</noinclude>Osada Sérnicka.'''</big></center><br />
{{c|'''<noinclude>18.&nbsp;</noinclude>Osada Sérnicka.'''}}<br />
{{---|40}}<br />
{{---|40}}<br />
{{tab}}.... Ku wieczorowi się miało, gdym przybył do miejsca osobliwego, które wam tu opisywać będę; a wieczór dnia siódmego kwietnia był już niby wiosennym. Niby, bo jeszcze ledwie niektóre wierzb gatunki puściły kotki, na polach ledwie gdzieniegdzie drobne listki zieleniéć zaczynały, trawa brzegiem wód puszczała, a bydło, wyzwolone na paszę, szukało z trudnością większych nieco liści, aby je wargami zająć mogło. Kozy ogryzały gałązki, muflony wszelakiéj barwy: białe, srokate, rude, czarne, plamiste, po kolana w wodzie zajadały smaczno paszę, któraby nasze drogie merynosy potruła. Dojeżdżaliśmy groblą, potém częścią wsi pana Skirmunta do osady sérnickiéj szlachty, którą chociaż już przedtém widziałem, nigdy mi się jednak tak dziwnie oryginalną nie wydała jak teraz. Leży ona wśród błot pińskich nad rzeczką Stublem, latem tak wysychającą, że ją kury przejść mogą, lecz na wiosnę niosącą obijaniki, a nawet barki na sobie.<br />
{{tab}}.... Ku wieczorowi się miało, gdym przybył do miejsca osobliwego, które wam tu opisywać będę; a wieczór dnia siódmego kwietnia był już niby wiosennym. Niby, bo jeszcze ledwie niektóre wierzb gatunki puściły kotki, na polach ledwie gdzieniegdzie drobne listki zieleniéć zaczynały, trawa brzegiem wód puszczała, a bydło, wyzwolone na paszę, szukało z trudnością większych nieco liści, aby je wargami zająć mogło. Kozy ogryzały gałązki, muflony wszelakiéj barwy: białe, srokate, rude, czarne, plamiste, po kolana w wodzie zajadały smaczno paszę, któraby nasze drogie merynosy potruła. Dojeżdżaliśmy groblą, potém częścią wsi pana Skirmunta do osady sérnickiéj szlachty, którą chociaż już przedtém widziałem, nigdy mi się jednak tak dziwnie oryginalną nie wydała jak teraz. Leży ona wśród błot pińskich nad rzeczką Stublem, latem tak wysychającą, że ją kury przejść mogą, lecz na wiosnę niosącą obijaniki, a nawet barki na sobie.<br />