Strona:Maria Konopnicka - Na drodze.djvu/39: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
Pywikibot touch edit |
|||
Status strony | Status strony | ||
- | + | Skorygowana | |
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 1: | Linia 1: | ||
{{tab}}Siedliśmy właśnie do czarnej kawy na ślicznie ocienionej werendzie, kiedy |
{{tab}}Siedliśmy właśnie do czarnej kawy na ślicznie ocienionej werendzie, kiedy wskróś szerokiej ciszy, jaka zwykle zalega pola w dnie świąteczne, dał się słyszeć silny i dźwięczny głos męski, śpiewający na nutę dziadowskiej, odpustowej pieśni. Nuta i głos przeciwiały się sobie w tak szczególny sposób, żem mimowoli nasłuchiwać zaczęła.<br /> |
||
{{tab}}A nietylko ja sama. Przy pierwszych bowiem głosu tego dźwiękach gospodarz, bujający się w trzcinowym fotelu, drgął, w pół ruchu się zatrzymał i nie doniósłszy do ust cygara, wpatrzył się przed siebie osłupiałym wzrokiem. Na całym wszakże widnokręgu nie było widać nikogo.<br /> |
{{tab}}A nietylko ja sama. Przy pierwszych bowiem głosu tego dźwiękach gospodarz, bujający się w trzcinowym fotelu, {{Korekta|drgął|drgnął}}, w pół ruchu się zatrzymał i nie doniósłszy do ust cygara, wpatrzył się przed siebie osłupiałym wzrokiem. Na całym wszakże widnokręgu nie było widać nikogo.<br /> |
||
{{tab}}Z poblizkiej |
{{tab}}Z poblizkiej łąki dochodził upajający zapach świeżo zgrabionego siana; powietrze było jakby nalane złotem i lazurem, a tak ciche, że słychać było bicie gołębich skrzydeł gdzieś |