Strona:PL Bronte - Villette.djvu/25: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
Nie podano opisu zmian
 
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
{{C|ROZDZIAŁ II|po=1em}}
{{C|ROZDZIAŁ II|po=1em}}
{{C|PAULINA|roz|po=1em}}
{{C|PAULINA|roz=0.4em|po=1em}}
{{tab}}Upłynęło kilka dni i, jak się zdawało, trudno było liczyć, aby dziecko miało polubić kogoś szczególniej w domu nowej swojej opiekunki. Nie była właściwie niegrzeczna, ani kapryśna: nie podobna byłoby nawet nazwać jej nieposłuszną, trudno wszakże znaleźć istotę, która mniej niż ona nadawałaby się do ukojenia jej, do kierowania nią, a chociażby do przystosowania jej do nowych warunków. Była zgnębiona, tak wyraźnie zgnębiona, że żadna osoba dorosła nie mogłaby równie bezsprzecznie wyrażać smutku swego układem twarzy i całej postaci. Żadne pożłobione zmarszczkami oblicze dorosłego wygnańca, tęskniącego za Europą i przebywającego na antypodach lądu europejskiego, nie mogłoby zdradzać wyraźniejszych oznak tęsknoty za domem rodzinnym, aniżeli twarzyczka tego dziecka. Zdawała się starzeć, szczupleć i mizernieć w oczach. Ja osobiście, nie obdarzona udręką nazbyt bujnej i przeczulonej wyobraźni, dziwnego zawsze doznawałam uczucia, ilekroć, otworzywszy drzwi, zastawałam małą samą jedną, przykucniętą w kącie i opierającą główkę na drobniuchnej rączce. Pokój, w którym przebywała, wydawał mi się nie zamieszkały, ale nawiedzony przez zjawę upiorną.<br>
{{tab}}Upłynęło kilka dni i, jak się zdawało, trudno było liczyć, aby dziecko miało polubić kogoś szczególniej w domu nowej swojej opiekunki. Nie była właściwie niegrzeczna, ani kapryśna: nie podobna byłoby nawet nazwać jej nieposłuszną, trudno wszakże znaleźć istotę, która mniej niż ona nadawałaby się do ukojenia jej, do kierowania nią, a chociażby do przystosowania jej do nowych warunków. Była zgnębiona, tak wyraźnie zgnębiona, że żadna osoba dorosła nie mogłaby równie bezsprzecznie wyrażać smutku swego układem twarzy i całej postaci. Żadne pożłobione zmarszczkami oblicze dorosłego wygnańca, tęskniącego za Europą i przebywającego na antypodach lądu europejskiego, nie mogłoby zdradzać wyraźniejszych oznak tęsknoty za domem rodzinnym, aniżeli twarzyczka tego dziecka. Zdawała się starzeć, szczupleć i mizernieć w oczach. Ja osobiście, nie obdarzona udręką nazbyt bujnej i przeczulonej wyobraźni, dziwnego zawsze doznawałam uczucia, ilekroć, otworzywszy drzwi, zastawałam małą samą jedną, przykucniętą w kącie i opierającą główkę na drobniuchnej rączce. Pokój, w którym przebywała, wydawał mi się nie zamieszkały, ale nawiedzony przez zjawę upiorną.<br>
{{tab}}A kiedy znów, budząc się w noc księżycową, dostrzegałam jej maleńką, białą figurkę, wyraźnie odcinającą się w nocnej swojej koszulce, klęczącą na łóżku i modlącą się żarliwie, ni to gorąca katoliczka czy metodystka — sprawiała na mnie wrażenie świętej w ekstazie zachwycenia. Nie wiedziałam wówczas co mam o tym {{pp|my|śleć}}
{{tab}}A kiedy znów, budząc się w noc księżycową, dostrzegałam jej maleńką, białą figurkę, wyraźnie odcinającą się w nocnej swojej koszulce, klęczącą na łóżku i modlącą się żarliwie, ni to gorąca katoliczka czy metodystka — sprawiała na mnie wrażenie świętej w ekstazie zachwycenia. Nie wiedziałam wówczas co mam o tym {{pp|my|śleć}}