Strona:Wacław Sieroszewski - Korea.djvu/166: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
 
 
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 2: Linia 2:
{{c|w=120%|XI.|roz|po=14px}}
{{c|w=120%|XI.|roz|po=14px}}
{{c|w=140%|'''Hau-bulang. Szkoła w wiosce Phenang-mu-sej. Oświata.'''|po=14px}}
{{c|w=140%|'''Hau-bulang. Szkoła w wiosce Phenang-mu-sej. Oświata.'''|po=14px}}
{{f*|w=200%|h=normal|O}}  dziesięć „i“ (5 wiorst) od noclegu minęliśmy małą, górską wioseczkę, otoczoną marnemi polami niezżętej jeszcze czumidzy i grzędami wpół-zwarzonej sałaty. W zacieniach szop dostrzegłem wiązki suszącego się tytoniu, a nieopodal wieśniacy zwozili skoszony groch, ładując go do wielkich, sznurowych sakw, przewieszonych na obręczach przez grzbiety wołów. Zwierzętom nogi tylko i rogate łby wyglądały z pod kopic nałożonych na nie grochowin. Zimny zrana dzień rozgrzał się; chmury znikły i niebo zajaśniało wysokie, błękitne i promienne; sinawe góry mdlały w oddali w gorących oparach, a wokoło, jak okiem sięgnąć, po same wręby doliny, po spękane stoczą wiszarów, przelewały się w długich falach żółte, skłębione wichrem oczerety. Droga wśród nich to biegła prosto, jak strzała, to nikła za niespodzianym zakrętem lub {{pp|zapa|dała}}
{{f*|w=200%|h=normal|O}}  dziesięć „i“ (5 wiorst) od noclegu minęliśmy małą, górską wioseczkę, otoczoną marnemi polami niezżętej jeszcze czumidzy i grzędami wpół-zwarzonej sałaty. W zacieniach szop dostrzegłem wiązki suszącego się tytoniu, a nieopodal wieśniacy zwozili skoszony groch, ładując go do wielkich, sznurowych sakw, przewieszonych na obręczach przez grzbiety wołów. Zwierzętom nogi tylko i rogate łby wyglądały z pod kopic nałożonych na nie grochowin. Zimny zrana dzień rozgrzał się; chmury znikły i niebo zajaśniało wysokie, błękitne i promienne; sinawe góry mdlały w oddali w gorących oparach, a wokoło, jak okiem sięgnąć, po same wręby doliny, po spękane stocza wiszarów, przelewały się w długich falach żółte, skłębione wichrem oczerety. Droga wśród nich to biegła prosto, jak strzała, to nikła za niespodzianym zakrętem lub {{pp|zapa|dała}}