Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/38: Różnice pomiędzy wersjami

(Brak różnic)

Wersja z 11:17, 24 lut 2020

Ta strona została przepisana.
—   28   —

— Dżebeli! — zawołał — Effendi, czy mówisz prawdę?
— Tak. Ja cię nie oszukuję.
— W takim razie nie jesteś effendim, lecz baszą, a może nawet ministrem. Czy nie tak?
— Nie, mój przyjacielu. Dżebeli palą nie tylko u Wysokiej Porty. J a byłem tam, gdzie on rośnie.
— O szczęśliwy! A jednak jesteś wielkim dostojnikiem!
— Nie. Jestem ubogim pisarzem, ale Wysoka Porta zostawiła jeszcze dla mnie trochę dżebeli.
— I z tej odrobiny mnie dajesz? Niech ci Allah błogosławi! Z jakiego pochodzisz kraju?
— Z Nemcze memleketi.
— Czy to to samo, co nazywamy także Alemania?
— Tak.
— Co robisz tu w Osmanly memleketi? Dokąd dążysz?
— Do Mastanly.
— W takim razie zboczyłeś z drogi. Musisz się najpierw udać do Geren, a potem do Derekioj.
— Naumyślnie zjechałem z drogi. Chcę się dostać do Mastanly drogą najprostszą.
— To trudne dla obcokrajowca, bardzo trudne!
— Spróbuję. Popatrzno na południowy zachód. Tam, gdzie teraz słońce pada na wyżyny, tam są góry Mastanly. A zatem znasz już kierunek. Przejedziesz przez wiele wsi i przez Koszikawak. Potem musisz przeprawić się przez rzekę Burgas, a Mastanly będzie na zachód. Nie mogę ci powiedzieć wyraźniej. Jutro wieczorem tam będziesz.
To było zabawne. Zapytałem, śmiejąc się:
— Nie jesteś zapewne jeźdźcem?
— Nie.
— No, muszę w każdym razie dziś jeszcze dojechać do Koszikawak.
— To nie może być! Czy umiesz czarować?
— Nie, ale koń mój pędzi jak wiatr.