Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/30: Różnice pomiędzy wersjami

(Brak różnic)

Wersja z 11:18, 24 lut 2020

Ta strona została przepisana.
—   20   —

dącą do wioski Geren, położonej mniej więcej o półtorej godziny.
Teraz dopiero spostrzegłem, że mamy ze sobą już tylko dwu kawasów.
— Gdzie twój podwładny? — spytałem kawasbasziego.
— Wrócił do Edreneh.
Powiedział to tak spokojnie, jakgdyby szło o coś samo przez się zrozumiałego.
— Czemu?
— Nie mógł dalej jechać za nami.
— Dlaczego?
— Miał basz dymnessi gylin[1]. Nie zdołał już dłużej wytrzymać.
— Skądże dostał tej choroby?
— Bo koń jego biegł ciągle — odrzekł poważnie.
— Wszak powiedziałeś, że umiecie jechać takdobrze!
— Tak, ale trzeba konia zatrzymywać. Kiedy biegnie, to trzęsie się, kiwa i huśta bez litości. To potrafi znieść tylko żołądek kassaka russialy[2]. Moje badżirzak[3] zniknęły; niema ich, bo wsunęły się do końskich. Nie czuję ich już, czuję tylko moje salwar[4], przylepione tam, gdzie miałem dobrą własną skórę, którą sobie odjeździłem. Gdybym był tym, który ma dyabła ukarać, skazałbym go na jazdę z wami do Menliku. Przybyłby tam bez skóry i kości i chętniej siedziałby w najgorszym ogniu piekielnym, niż na koniu.
Była to skarga, z której musieliśmy się wszyscy uśmiać, ale mnie żal było istotnie tego człowieka. Miał minę nazbyt płaczliwą. Istotnie zdarła mu się w kilku miejscach skóra pomimo krótkości czasu, spędzonego na koniu. Jego koledze powodziło się zapewne tak samo, gdyż mruczał pod wąsem:
— Wallahi, yjle dir — na Allaha, tak jest!

Nie powiedział nic więcej, ale widać było wyraź-

  1. Morska choroba.
  2. Kozak.
  3. Wnętrzności.
  4. Spodnie.