Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/55: Różnice pomiędzy wersjami

(Brak różnic)

Wersja z 19:51, 24 lut 2020

Ta strona została przepisana.
—   45   —

— Jesteś moim wybawcą, uczynię przeto, co zechcesz, chociaż nie wiem, dlaczego żądasz tego odemnie. Ale może ty wiesz, o co mię będzie pytał?
— Tak. Zapyta, czy przejeżdżali tędy trzej jeźdźcy.
— Trzej jeźdźcy? — podjął kowal prędko. — Kiedy?
— Może dzisiaj w południe.
— Jacy jeźdźcy?
— Zapyta o dwa konie siwe i jednego ciemnego. Ale podrodze wymieniali ciemnego n a siwego.
— Jadą więc na trzech siwych.
— Tak.
— Hasza — chroń mnie Boże! Nie masz chyba na myśli Manacha el Barsza z Uskub? Przy tych słowach zerwał się z miejsca w nagłem podnieceniu. W tej samej chwili stanąłem i ja na równe nogi, tak bardzo uderzyło mnie jego pytanie, dla mnie całkiem niespodziane.
— Znasz go? — pytałem.
— Czokdan, czokdan — już oddawna, już oddawna! A dziś dopiero był u mnie!
— Ach! Był u ciebie?
— Tak. To on i jego dwaj towarzysze związali mnie i żonę i zanieśli do piwnicy, gdzie bylibyśmy się udusili, gdybyś ty nie przybył!
— To oni byli? A więc to ci! Powiem ci zatem, że ten, którego oczekuję, to ich sprzymierzeniec.
— Ja go ubiję! Ja go zamorduję! — zgrzytał.
— Ja go chcę schwytać.
— Panie, effendi..., jak mam cię nazywać? Nie wyjawiłeś mi jeszcze dotąd, kim jesteś.
— Nazywaj mnie effendi!
— A więc, effendi, ja ci dopomogę, skoro go chcesz dostać w swe ręce.
— Dobrze! Nie wiem wprawdzie dokładnie, czy zobaczymy go jeszcze tutaj, bo mógł już tędy przejechać. Ty go prawdopodobnie także.... ach, odkąd leżeliście w piwnicy?
— Od południa.