Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/72: Różnice pomiędzy wersjami

(Brak różnic)

Wersja z 23:24, 24 lut 2020

Ta strona została przepisana.
—   62   —

— A skąd przybywasz dziś?
— Z Boldżibak, gdzie byłem już od wczoraj zrana.
— W Mandrze nad Maricą byłeś? Hm, tak, byłeś nad Maricą, ale daleko powyżej Mandry, to jest w Edreneh.
— Czy mam przysiąc, że się mylisz?
— To byłoby krzywoprzysięstwem. Czy Bukioj leży na drodze, wiodącej tu z Mandry przez Boldżibak?
— Bukioj? Nie jest mi znane.
— Nie byłeś tam?
— Nie.
— I nie pytałeś tam nikogo o trzech jeźdźców, którzy jechali na dwu siwych koniach i jednym gniadym?
— Nie.
— Czy ten człowiek nie odesłał cię do stróża nocnego, który zaprowadził cię potem do kiaji?
— Nie.
— To cudowne. My się wszyscy mylimy, a ty jeden nie. Jesteś zapewne o wiele mądrzejszy od nas. Może mi powiesz, czem jesteś?
— Jestem ajentem.
— W jakim zawodzie?
— Do wszystkiego.
— A jak się nazywasz?
— Nazywam się Pimoza.
Szczególne nazwisko. Nie znalazłem go jeszcze w żadnym języku. Czy je zmyśliłeś?
Brwi ściągnęły mu się groźnie.
— Panie — zapytał — skąd masz prawo mówić tak ze mną?
— Sam je sobie nadaję!
A kowal dodał:
— To jest właśnie effendi, o którym mówiłem.
— Widzę to — odrzekł. — Niech sobie będzie effendim nad effendimi, mimo to nie pozwolę mu obchodzić się ze mną niegrzecznie! Wiem bardzo dobrze, jak się robi uprzejmymi ludzi jego pokroju.
— No, jakże to się do tego zabiera? — spytałem.
— Tak!