Strona:PL Barczewski - Kiermasy na Warmji.djvu/87: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
Status strony | Status strony | ||
- | + | Przepisana | |
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 1: | Linia 1: | ||
jek mogli, jek chto |
jek mogli, jek chto ziedziáł i nie ziedziáł, ale gádáł...<br> |
||
{{tab}}— Tu trzeba łobzieść |
{{tab}}— Tu trzeba łobzieść psiáskam i zasiáć — radzi Butryński sfak.<br> |
||
{{tab}}— To nic nie pomoże — przeczy |
{{tab}}— To nic nie pomoże — przeczy Pajtuński. — Czy nie zidzisz, ze mniejscami woda z pod góry ciurkam leci, tu trzeba rórki włożyć.<br> |
||
{{tab}}— Próbowáłem, zalazły — oddaje Jakub — chocam rórki kładli w mech. Kruszynać pomogło na łuwrociach.<br> |
{{tab}}— Próbowáłem, zalazły — oddaje Jakub — chocam rórki kładli w mech. Kruszynać pomogło na łuwrociach.<br> |
||
{{tab}}— To tak dali trzeba — zachęca Kazimierz. — Duży rów we środku niech łostanie, a małe rórki do niego też w końcach |
{{tab}}— To tak dali trzeba — zachęca Kazimierz. — Duży rów we środku niech łostanie, a małe rórki do niego też w końcach łotwarte łod łuwrociów na dole w mech kładzione, do góry<ref>u góry,</ref> zakryte, tak powoli woda zleci j łąka wyschnie.<br> |
||
{{tab}}— Dzieci mi |
{{tab}}— Dzieci mi dorástają, tak zrobzia niż zdám — obieca domowy i zaprasza do nowo założonego lasku pod górką.<br> |
||
{{tab}}— |
{{tab}}— Bracie, patrz, jek cia Bóg nájrzy<ref>miłuje.</ref> — woła stryj Andrzej — łoboma rączkami ci daje: brzozy rosną, choinki same jidą. Chorujesz, co práwda, ale nie kłopoc sia za ziele, nie myśl to zdáwce, przydzie cias, przydzie atłas.<br> |
||
{{tab}}Wyśli z lasku, z góry widać dokładnie miasto {{Rozstrzelony|Olszty}}n, Pozorty i inne majątki, separantów i dom rodzimy, z którego student im naprzeciwko idzie.<br> |
{{tab}}Wyśli z lasku, z góry widać dokładnie miasto {{Rozstrzelony|Olszty}}n, Pozorty i inne majątki, separantów i dom rodzimy, z którego student im naprzeciwko idzie.<br> |
||
{{tab}}— Patrz jano — mówi Butryński — my za lasami nic nie zidziwa, tu |
{{tab}}— Patrz jano — mówi Butryński — my za lasami nic nie zidziwa, tu Łolstyn jek na talerzu leży; tam kościół, tam stary zámek, łáw budynki, gasy, brama przed náma nowy klásztór nad Łyną z kapliczką we środku, mniejscami wkoło miasta zidać jeszcze stare mury, tam sia kurzy, to cegielnia, tam zielazná kolej z pod Gietrzwáłdu jidzie, ta sama com nie dawno nią jecháł — co za śliczny zidok!<br> |
||
{{tab}}— I patrzta |
{{tab}}— I patrzta tylo dali: za chudą łąką — co za pola, rola, łąki pełne ksiatu czerwonego i żółtego. Na prawá rów i ciárki, i maliny, boroziny, na szeroki granicy krze leszczyny, latoś łorzechów pełne, |