Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 16.djvu/4: Różnice pomiędzy wersjami

(Brak różnic)

Wersja z 09:27, 2 cze 2020

Ta strona została przepisana.
—   434   —

piec, jakich mało na świecie. Jestem jego podwładnym, ale jestem pewny, że lepiej żyję niż on, lepiej jem i piję.
— A czy w jego książkach i rachunkach wszystko jest w porządku?
— To się rozumie. Ale dlaczego pyta mię pan o te rzeczy? Czy pan chce jakiś interes z nim zrobić?
— Tak, muszę się przyznać. Otrzymałem ostatnio większy spadek i nie wiem, co z tym kapitałem zrobić. Poradzono mi, abym oddał go bankierowi na pewien procent. Muszę więc dowiedzieć się o stosunki tutejszych bankierów, abym wiedział, komu go zaufać.
Poczciwy robotnik wierzył mu święcie.
— O, może pan śmiało mu powierzyć. Będzie tak samo bezpieczny, jak u każdego innego.
— Dziękuję ci serdecznie za udzielone mi wiadomości.
Robotnik pobiegł ze swoimi listami na pocztę, podczas gdy Kortejo znikł znowu w tłumie.
Nie myślał, naturalnie, o tym, aby pobiec do księcia. Chciał te wiadomości wykorzystać dla siebie. Hulał więc cały dzień i wieczór, a o północy udał się na umówione z cyganką miejsce.
Szedł brzegiem rzeki i wkrótce ujrzał tlejące się ogniska. Stanąwszy u celu, nie zastał jeszcze cingarity. Postanowił czekać. Wkrótce jednak zjawiła się. Miała na sobie ten sam ubiór, tylko z powodu zimna zarzuciła chustkę na ramiona.
— Dobry wieczór, sennor, już pan tu jest?