Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 15.djvu/24: Różnice pomiędzy wersjami

(Brak różnic)

Wersja z 10:27, 2 cze 2020

Ta strona została przepisana.
—   426   —

— Stój, piękne dziewczę, nie uciekaj ode mnie — rzekł łagodnym głosem.
— Mój Boże, proszę mię puścić — błagała z przestrachem — gdyby pana tu zobaczono?
— Nic by mi nie powiedziano, dziś jest karnawał i wolność!
— Ale nie dla mnie.
— Dla każdej damy.
— Ja tu jestem obca i jestem tylko guwernantką.
Książę niezmiernie się ucieszył tymi wyznaniem, sądził bowiem, że ta dziewczyna nie oprze mu się. Przycisnął ją więc do siebie i szepnął do ucha:
— O, ja cię kocham, dałbym cały majątek, gdybyś była moją.
— Proszę mię puścić! — krzyczała.
Nie zważał na to, trzymał ją mocno i całował.
— Puść mię pan, bo zawołam o pomoc!
— O, wołaj, mój gołąbku! Dzisiaj wolno maskom robić wszystko, co im się podoba.
Znowu chciał ją pocałować, lecz całą siłą wy kręciła głowę i krzyknęła:
— Panie Zorski, na pomoc, na pomoc! Książę nie miał czasu zamknąć drzwi, wołanie jej więc rozeszło się po korytarzu.
Dały się słyszeć kroki. Książę w dalszym ciągu trzymał dziewczę w swych ramionach.
— Co tu się dzieje? — zabrzmiał jakiś głos za nim.
Odwrócił głowę i ujrzał Zorskiego. Jego wy-