Strona:PL Eliza Orzeszkowa O nacjonalizmie żydowskim 1 6.jpg: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
Nie podano opisu zmian
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
{{pk|spro|wadzajacą}} na ludzi rozlew mąk i strat rodzaju wszelkiego; 3)&nbsp;ściągajaca na tego, który rozkaz taki wydaje i mus taki wywiera, rychlejszą czy późniejszą, ale niezawodną pomstę dziejową. Te pomsty dziejowe zresztą są rzeczą niezmiernie jasną, prostą i do wytłumaczenia łatwą. Kto na kimkolwiek gwałt wywiera, kto po czyjemkolwiek ciele depce i czyjąkolwiek duszę mięsi w palcach, jak glinę, aby z niej dla siebie urojonego bałwana ulepić, ten popełnia ogromne zło, a to zło, ciało i duszę jego samego przenikając, czyni go skłonnym do zapadania w choroby cielesne i duszne, ku przepaściom fizycznym i dusznym wiodące. Z tego punktu, jedynie według mnie prawdziwego, na rzecz to patrząc, niema dla narodów i państw interesu lepszego nad sprawiedliwość i uczciwość, choćby nawet z pozoru i chwilowo inaczej wydawać się mogło. Prawda to jest, która, w obecnej chwili jeszcze jaknajsrożej pogwałcone w praktyce, w teorji do zupełnie elementarnych należeć zaczyna. I prawda to jest, której zaprzeczać w praktyce czy teorji, my, polacy, mniej niż ktokolwiek inny mamy prawa i — wierzyć chce — ochoty. Owszem, my, polacy, mamy prawo głośno i śmiało rzucić światu zapytanie: Kto na świecie dłużej i uparciej nad nas szedł ku tej prawdzie po gościńcu czerwonym od krwi, mokrym od łez, czarnym od żałob 1 białym od kości, tak rozsypanych, jak ręka siewcy rozsypuje na polu ziarno, aby wyrosło nieprędkim kłosem?<br>
{{pk|spro|wadzającą}} na ludzi rozlew mąk i strat rodzaju wszelkiego; 3)&nbsp;ściągająca na tego, który rozkaz taki wydaje i mus taki wywiera, rychlejszą czy późniejszą, ale niezawodną pomstę dziejową. Te pomsty dziejowe zresztą są rzeczą niezmiernie jasną, prostą i do wytłumaczenia łatwą. Kto na kimkolwiek gwałt wywiera, kto po czyjemkolwiek ciele depce i czyjąkolwiek duszę mięsi w palcach, jak glinę, aby z niej dla siebie urojonego bałwana ulepić, ten popełnia ogromne zło, a to zło, ciało i duszę jego samego przenikając, czyni go skłonnym do zapadania w choroby cielesne i duszne, ku przepaściom fizycznym i dusznym wiodące. Z tego punktu, jedynie według mnie prawdziwego, na rzecz patrząc, niema dla narodów i państw interesu lepszego nad sprawiedliwość i uczciwość, choćby nawet z pozoru i chwilowo inaczej wydawać się mogło. Prawda to jest, która, w obecnej chwili jeszcze jaknajsrożej pogwałcona w praktyce, w teorji do zupełnie elementarnych należeć zaczyna. I prawda to jest, której zaprzeczać w praktyce czy teorji, my, polacy, mniej niż ktokolwiek inny mamy prawa i — wierzyć chcę — ochoty. Owszem, my, polacy, mamy prawo głośno i śmiało rzucić światu zapytanie: Kto na świecie dłużej i uparciej nad nas szedł ku tej prawdzie po gościńcu czerwonym od krwi, mokrym od łez, czarnym od żałob i białym od kości, tak rozsypanych, jak ręka siewcy rozsypuje na polu ziarno, aby wyrosło nieprędkim kłosem?<br>
{{tab}}To jedna strona dylematu. Po drugiej stronie znajduje się znowu ta, równie jak tamta wątpienia żadnemu nie podlegająca, prawda, że dwie narodowości odrębne, na jednej ziemi osiedlone, są jakby dwa tarany, które, na różnych punktach i nieustannie o siebie uderzając, klinami wbijają się w siebie nawzajem, z czego wynikać muszą rany, nadwerężenia, kalectwa, ruiny, a bez metafor mówiąc — współubiegania się o różne dobra tego świata, spory, kłótnie, gniewy i nienawiści. Może to jest prawda dla natury ludzkiej zawstydzająca, może przyjdzie era złota, w której dwa bliźnie łokcie nie będą przy każdem zbliżenia aż do krwi potrącać się nawzajem o każdy okruch chleba lub ochłap mięsa; ale dziś jeszcze tak jest, dziś jeszcze każdy młynarz do swego młyna wodę ciągnie, choćby mu ona przypłynąć miała razem z krwią albo z tropem młynarza sąsiedniego.<br>
{{tab}}To jedna strona dylematu. Po drugiej stronie znajduje się znowu ta, równie jak tamta wątpieniu żadnemu nie podlegająca, prawda, że dwie narodowości odrębne, na jednej ziemi osiedlone, są jakby dwa tarany, które, na różnych punktach i nieustannie o siebie uderzając, klinami wbijają się w siebie nawzajem, z czego wynikać muszą rany, nadwerężenia, kalectwa, ruiny, a bez metafor mówiąc — współubiegania się o różne dobra tego świata, spory, kłótnie, gniewy i nienawiści. Może to jest prawda dla natury ludzkiej zawstydzająca, może przyjdzie era złota, w której dwa bliźnie łokcie nie będą przy każdem zbliżeniu aż do krwi potrącać się nawzajem o każdy okruch chleba lub ochłap mięsa; ale dziś jeszcze tak jest, dziś jeszcze każdy młynarz do swego młyna wodę ciągnie, choćby mu ona przypłynąć miała razem z krwią albo z trupem młynarza sąsiedniego.<br>
{{tab}}Organizowanie się na ziemi polskiej żydów w narodowość odrębną, w narodowość dla walk, dążeń i pragnień polskich, dla idei i kultury polskiej obojętną — przedstawia dla społeczeństwa polskiego niebezpieczeństwo poważne i groźne, a a ileż razy jeszcze poważniejsze i groźniejsze, jeżeli obok imienia narodowości tej umieścić {{pp|wy|padnie}}
{{tab}}Organizowanie się na ziemi polskiej żydów w narodowość odrębną, w narodowość dla walk, dążeń i pragnień polskich, dla idei i kultury polskiej obojętną — przedstawia dla społeczeństwa polskiego niebezpieczeństwo poważne i groźne, a a ileż razy jeszcze poważniejsze i groźniejsze, jeżeli obok imienia narodowości tej umieścić {{pp|wy|padnie}}