Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/183: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
m AkBot przeniósł stronę Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/181 na Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/183, bez pozostawienia przekierowania pod starym tytułem: renumeracja |
|||
Status strony | Status strony | ||
- | + | Skorygowana | |
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 1: | Linia 1: | ||
żywsze i żywsze zataczał on koła, uderzając się o ściany i lampy.<br> |
żywsze i żywsze zataczał on koła, uderzając się o ściany i lampy.<br> |
||
{{tab}}— Okna! Na miłość Boską, zamknąć okna! — krzyczał z estrady profesor Challenger, miotając się rozpaczliwie i łamiąc ręce.<br> |
{{tab}}— Okna! Na miłość Boską, zamknąć okna! — krzyczał z estrady profesor Challenger, miotając się rozpaczliwie i łamiąc ręce.<br> |
||
{{tab}}Było już jednak zapóźno; straszne stworzenie tłukąc się o ściany, jak potworna, niepojętej wielkości ćma, już zbliżyło się do okna, cisnęło się w jego otwór i — uleciało. Na ten widok profesor Challenger padł w fotel i zakrył twarz rękoma, ale zebrani widząc że niebezpieczeństwo minęło, wydali westchnienie głębokiej ulgi.<br> |
{{tab}}Było już jednak zapóźno; straszne stworzenie tłukąc się o ściany, jak potworna, niepojętej wielkości ćma, już zbliżyło się do okna, cisnęło się w jego otwór i — uleciało. Na ten widok profesor Challenger padł w fotel i zakrył twarz rękoma, ale zebrani, widząc że niebezpieczeństwo minęło, wydali westchnienie głębokiej ulgi.<br> |
||
{{tab}}Wówczas — doprawdy trudno opisać ten zapał, w którym niedawni przeciwnicy wyprawy łącząc się z jej stronnikami, z jednozgodnym okrzykiem entuzjazmu, jak wezbrana fala popłynęli po sali i łamiąc krzesła, pulpity orkiestry, zaleli estradę i unieśli ze sobą czterech bohaterów. Poprzednie niedowierzanie zostało sowicie wynagrodzone; wszyscy, co do jednego byli na nogach, wszyscy krzyczeli i gestykulowali radośnie i wszyscy tłumem otaczali podróżników.<br> |
{{tab}}Wówczas — doprawdy trudno opisać ten zapał, w którym niedawni przeciwnicy wyprawy łącząc się z jej stronnikami, z jednozgodnym okrzykiem entuzjazmu, jak wezbrana fala popłynęli po sali i łamiąc krzesła, pulpity orkiestry, zaleli estradę i unieśli ze sobą czterech bohaterów. Poprzednie niedowierzanie zostało sowicie wynagrodzone; wszyscy, co do jednego byli na nogach, wszyscy krzyczeli i gestykulowali radośnie i wszyscy tłumem otaczali podróżników.<br> |
||
{{tab}}— W górę ich, w górę! wołano i, mimo oporu, czterej bohaterowie zostali podniesieni w górę przez setki rąk. Tłum stał się tak zwarty, że trudno by już było postawić ich z powrotem na ziemi.<br> |
{{tab}}— W górę ich, w górę! wołano i, mimo oporu, czterej bohaterowie zostali podniesieni w górę przez setki rąk. Tłum stał się tak zwarty, że trudno by już było postawić ich z powrotem na ziemi.<br> |