Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/380: Różnice pomiędzy wersjami

(Brak różnic)

Wersja z 21:05, 3 sie 2020

Ta strona została przepisana.

przez księdza Warela w świętej puściźnie do spełnienia legata. Frania, choć udawała dość obojętną, gryzła się jednak, że Wacław z woli ojca i z potrzeby interesów musiał wkrótce odjeżdżać do Warszawy, ale milczała. Wacław, posłuszny rotmistrzowi, choć myśl jej zgadywał, choć byłby rad zaspokoić największą ofiarę, musiał spełnić rozkaz Kurdesza: wybierał się, wybierał powoli.
Frania, choć pieszczona, choć często samowolna, umiała się korzyć przed stanowczą wolą ojca; a zdziwiona chłodem i niedowiarstwem rotmistrza, wystawiającego Wacława na rodzaj próby, czuła w nich rodzicielskiego serca obawę i bardzo przeciwko niej gniewać się nie mogła. Ojciec na kilkakrotne próby jej wymówek, odpowiedział pieszczotami, żartami: często widziała, jak łzy puszczały się z oczu i serce żywiej zabiło starcowi; czuła, że on sam tych odkładań się lękał, bo siwe włosy o śmierci mu nad skronią szeptały. Ale co raz postanowił, obmyślił, uznał słusznem i dla przyszłości rękojmię przynoszącem, tego się trzymał wytrwale. Nie próbowano już wymóc na nim zmiany zdania.
— Powrócisz prędko? prędko? — pytała Frania z wdzięcznym uśmiechem.
— Kiedy mi każecie — rzekł Wacław. — Wiesz, że jadę przez posłuszeństwo.
— Prędko, prędko; prędzej nawet, niż się umówimy, potrzeba będzie panu powrócić! — mówiła Frania. — Wiem, że dobry ojciec ten pośpiech wybaczy.
— A! gdyby mnie od tej próby uwolnił! — westchnął Wacław.
— Nie! o tem mu już mówić nie można — szepnęła Frania. — Jedz! Ja tymczasem będę czytać, będę się uczyć: zostawisz mi dużo, dużo książek, naznaczysz mi kolej; będę żyć niemi, zajrzę przez nie w świąt nieznany, podniosę się, bym cię zrozumieć i ocenić potrafiła.
— O! droga Franiu! niewiele książki cię nauczą; zajrzyj w serce swoje, tam droższe masz skarby.