Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/100: Różnice pomiędzy wersjami

 
(Brak różnic)

Aktualna wersja na dzień 01:17, 13 sie 2020

Ta strona została przepisana.

Wieczorem, spożywszy kawał mięsa, ociekającego krwią, rozciągnął się na posłaniu z liści, lecz usnąć nie mógł. Zimno mu było, a oprócz tego groźne pomruki i ryki zwierząt leśnych przejmowały go dreszczem.
Zdenerwowany swem niepowodzeniem, postanowił pochodzić trochę przy jasnem świetle Phobosa i Deimosa, tak dla rozgrzania się, jak i dla uspokojenia nerwów; lecz zaledwie doszedł do brzegu trzęsawiska, zatrzymał się zdumiony. Gęsta mgła, unosząca się z ziemi, sięgała mu do ramion — lecz wyżej, powietrze było czyste, a niebo pogodne. W tej mgle błyszczało mnóstwo małych niebieskawych płomyków, które w ciągłym ruchu zapalały się, gasły, leciały, to się zatrzymywały, znikały i znów się ukazywały, kapryśne i płoche.
— Błędne ogniki! — zawołał z zachwytem.
I natychmiast w myśli mu stanęły stare legendy, opowiadane w dzieciństwie przez niańkę, lub czytane w pięknych książkach ze złoconemi brzegami, otrzymywanych jako nagrody, i westchnął ciężko...
Jakże teraz była od niego daleką Ziemia, dzieciństwo i ci wszyscy, których kochał! Miał się tu zestarzeć samotny w tem pustkowiu, zapomniawszy nawet dźwięku głosu ludzkiego!..
Szczęściem jednak nie tracił na długo odwagi — i teraz, człowiek nauki wziął szybko górę nad uczuciowym marzycielem.
Tak... to błędne ogniki! — wyrzekł głosem tak poważnym, jak gdyby zdawał najwyższy egzamin — i mówił dalej: jest to gaz błotny, wydobywający się z trzęsawisk. Powszechnie mniemają, że płoną one