Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/101: Różnice pomiędzy wersjami

 
(Brak różnic)

Aktualna wersja na dzień 00:21, 13 sie 2020

Ta strona została przepisana.

z powodu fosforu, wydobywającego się z materji, będących w stanie rozkładu w wodzie stojącej...
Lecz nagle, porzucając ton poważny, zawołał:
— Do licha! Cóż ja robię najlepszego! pocóż mam szukać innego ognia, kiedy go mam tyle pod ręką... tylko się schylić i brać, ile trzeba!
Wiedział jednak dobrze z bajek i z nauki, że błędne ogniki są nadzwyczaj kapryśne, za zbliżeniem się uciekają, a odchodzących gonią, skaczą lub gasną za najlżejszym podmuchem powietrza. Postanowił więc o tem pamiętać. Ułamał dwa kije proste i długie, a zbliżywszy się do miejsca, gdzie było najwięcej płomyków, zaczął jednym kijem poruszać szlam bagniska.
Małe bańki gazu zaczęły wyskakiwać z bulkotaniem na powierzchnię i zapalać się od sąsiednich ogników. Przez chwilę błysnął prawdziwy, jasny płomień. Teraz Robert rozszczepił jeden kij na końcu ostrym krzemieniem i włożył w rozszczepienie pęk suchego mchu, startych liści i nitek bawełnianych ze swojej opończy. Serce jego biło gwałtownie. Drżącą ręką ujął kij i poruszył nim błoto; a gdy błysnął jasny płomyk, przytknął do niego kij z mchem. Za pierwszym razem nie udało mu się, lecz po kilku próbach mech się wreszcie zapalił. Jakże starannie rozdmuchiwał ten słaby ogienek, jak pędził z nim do swego schronienia, aby go podłożyć pod suche, przygotowane wprzód gałęzie!
Nakoniec, niby drugi Prometeusz, ujrzał z nieopisaną radością jak mały płomyczek rośnie, wzbija się w górę, podsycany małemi a potem i wielkiemi gałęziami, aż utworzył się z nich prawdziwy stos, przy którym ogrzewał się z rozkoszą.