Strona:PL Grabiński Stefan - W pomrokach wiary.djvu/030: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
 
Status stronyStatus strony
-
Skorygowana
+
Uwierzytelniona
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
fatalnych prętach. Kobieta wzięła dziecko na ręce; wiotka jej postać czerniła się wyraźnie na tle mieniącego opalami stawu... wiatr wieczorny igrał w rozwianych włosach.... Mała od jakiegoś czasu wpatrzona pilnie w jeden punkt na wodzie.... wyciągnęła rączki:<br>
fatalnych prętach. Kobieta wzięła dziecko na ręce; wiotka jej postać czerniła się wyraźnie na tle mieniącego opalami stawu... wiatr wieczorny igrał w rozwianych włosach.... Mała od jakiegoś czasu wpatrzona pilnie w jeden punkt na wodzie.... wyciągnęła rączki:<br>
{{tab}}— Mamo! Patrz... tam!....<br>
{{tab}}— Mamo! Patrz... tam!....<br>
{{tab}}Matka opiera się o balaski, przechyla... silniej mocniej... suchy, rdzawy zgrzyt.. sekunda wahania się, chwiejby, poczem krótki, urwany krzyk z dwóch piersi i.... ciężki pluskot spadających ciał....<br>
{{tab}}Matka opiera się o balaski, przechyla... silniej mocniej... suchy, rdzawy zgrzyt... sekunda wahania się, chwiejby, poczem krótki, urwany krzyk z dwóch piersi i.... ciężki pluskot spadających ciał....<br>
{{tab}}W-tej chwili ukazał się na tarasie doktór. Spojrzał na staw: po toni wlókł się długi, płowy włos.. a obok raz mignęła jasna główka Lutki..... potem wszystko znikło. Tylko głęboki lej wodny począł się skwapliwie zapełniać... wreszcie toń zawarła się, wygładziła i była wzdęta jak pierwej.<br>
{{tab}}W-tej chwili ukazał się na tarasie doktór. Spojrzał na staw: po toni wlókł się długi, płowy włos.. a obok raz mignęła jasna główka Lutki..... potem wszystko znikło. Tylko głęboki lej wodny począł się skwapliwie zapełniać... wreszcie toń zawarła się, wygładziła i była wzdęta jak pierwej.<br>
{{tab}}Wysunąłem się z krzewów bzu i stanąłem na środku alei oświetlony krwawo zorzą zachodu i spojrzałem na taras. Spostrzegł mnie... zajrzeliśmy sobie w oczy: długo, przeciągle... po czasie zwiesił ponuro głowę na piersi. Wtedy zanurzyłem się w mroki wieczora....<br>
{{tab}}Wysunąłem się z krzewów bzu i stanąłem na środku alei oświetlony krwawo zorzą zachodu i spojrzałem na taras. Spostrzegł mnie... zajrzeliśmy sobie w oczy: długo, przeciągle... po czasie zwiesił ponuro głowę na piersi. Wtedy zanurzyłem się w mroki wieczora....<br>