Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/198: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
 
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 2: Linia 2:
{{tab}}I drżącą ręką krzyż święty nad głową moją w powietrzu zakreśliła.<br>
{{tab}}I drżącą ręką krzyż święty nad głową moją w powietrzu zakreśliła.<br>
{{tab}}Oh! ja wierzyłem tym obietnicom — ja czułem, że ciepło jej serca mnie wskrzesić może — zsunąłem się do nóg jej i oskarżyłem o wszystkie moje występki, moje zbrodnie — o jej nieszczęścia wszystkie.<br>
{{tab}}Oh! ja wierzyłem tym obietnicom — ja czułem, że ciepło jej serca mnie wskrzesić może — zsunąłem się do nóg jej i oskarżyłem o wszystkie moje występki, moje zbrodnie — o jej nieszczęścia wszystkie.<br>
{{tab}}Matka słuchała mię z głębokim smutkiem — odpuściła mi z litością świętą, bożą, — ale gdy w nocy na mszę zadzwonili, matka już wstać nie mogła i polem nie wstała także.<br>
{{tab}}Matka słuchała mię z głębokim smutkiem — odpuściła mi z litością świętą, bożą, — ale gdy w nocy na mszę zadzwonili, matka już wstać nie mogła i potem nie wstała także.<br>
{{tab}}Przez kilka tygodni krokiem się od jej łóżka nie ruszyłem, podawałem lekarstwa — przenosiłem ją na ręku mojem. Siostry w objawieniu jakiejś Chrystusowej dobroci nie wydziedziczyły mię z jedynej, którą jeszcze mieć mogłem pociechy. — Czasem, gdym patrzył na twarz matki, bladą, nieruchomą w bezwładnem uśpieniu, okropny głos wołał na mnie: — «ty ją zabijasz — zabijasz!»<br>
{{tab}}Przez kilka tygodni krokiem się od jej łóżka nie ruszyłem, podawałem lekarstwa — przenosiłem ją na ręku mojem. Siostry w objawieniu jakiejś Chrystusowej dobroci nie wydziedziczyły mię z jedynej, którą jeszcze mieć mogłem pociechy. — Czasem, gdym patrzył na twarz matki, bladą, nieruchomą w bezwładnem uśpieniu, okropny głos wołał na mnie: — «ty ją zabijasz — zabijasz!»<br>
{{tab}}Ale gdy matka znowu oczy otworzyła, gdy spojrzała na mnie, gdy jej uśmiech spokoju i przebaczenia wszystkie rysy twarzy rozpromienił — to mi znowu tak było błogo i lekko na sercu, jakgdyby cichy anioł zstąpił do niego i mówił: — «dobrze zrobiłeś, żeś wrócił, matka twoja nie umrze z ostatnią myślą troski i obawy».<br>
{{tab}}Ale gdy matka znowu oczy otworzyła, gdy spojrzała na mnie, gdy jej uśmiech spokoju i przebaczenia wszystkie rysy twarzy rozpromienił — to mi znowu tak było błogo i lekko na sercu, jakgdyby cichy anioł zstąpił do niego i mówił: — «dobrze zrobiłeś, żeś wrócił, matka twoja nie umrze z ostatnią myślą troski i obawy».<br>