Strona:PL Lord Lister -72- Ząb za ząb.pdf/13: Różnice pomiędzy wersjami

(Brak różnic)

Wersja z 17:40, 17 gru 2020

Ta strona została przepisana.


Uprowadzenie służącej

Tymczasem Raffles, Charley i dziewczyna wsiedli do taksówki. Raffles po drodze milczał, odkładając rozmowę z młodą dziewczyną na później. Wkrótce znaleźli się we wspaniałej willi, położonej w pobliżu Hyde Parku. Biedna dziewczyna rozglądała się ze zdumieniem po kosztownych meblach, cennych obiciach ścian i puszystych dywanach.
— Nie bój się, dziecko — rzeki Raffles łagodnie. — Jeszcze raz powtarzam, że pragnę tylko twego dobra. W najbliższych dniach postaram ci się o miejsce w jakiejś przyzwoitj rodzinie. W jaki sposób dostałaś się do Mac Governów?
— Jestem sierotą, — odparła dziewczyna. — Od jedenastego roku życia, to jest od chwili śmierci matki, wychowywałam się w jednym z sierocińców Londynu. Przed trzema miesiącami kierownik sierocińca umieścił mnie u kapitana Mac Governa. Błagałam Boga, aby pozwolił mi wydostać się z tego domu... Bywały dni, że nie dawano mi nic do jedzenia, żądając wzamian ciężkiej pracy...
— To prawdziwy skandal — wybuchnął Raffles marszcząc brwi. — Ile masz lat? Dlaczego kierownik umieścił cię u tych ludzi?
— Kierownik mnie nie znosił. Mam teraz czternaście lat.
— Hm... Nie wiem, czemu należy przypisać niechęć dyrektora? Dlaczego nie umieścił cię, jak to się zwykle dzieje, w jakimś przedsiębiorstwie, w charakterze naprzykład maszynistki?
Młoda dziewczyna zaczerwieniła się. Raffles wyczuł instynktownie, że kryje się w tym jakaś tajemnica.
— Nie bój się, mała — rzekł kładąc jej rękę na ramieniu. — Czego chciał od ciebie kierownik?
Dziewczyna zalała się łzami... Pod wpływem łagodnych słów Charleya i Rafflesa uspokoiła się nieco.
— Zanim umieszczono mnie w sierocińcu, otrzymałam bardzo staranne wychowanie, — ciągnęła głosem przerywanym przez łzy. — Matka posyłała mnie do najdroższych szkół. Gdy umarła, miałam jedenaście lat. Dyrektor sierocińca polecał mi zwykle przepisywać rachunki. Wkrótce powierzył mi prowadzenie ksiąg. Z początku nie spostrzegałam w tym nic złego... Po pewnym jednak czasie zauważyłam, że nie wszystkie pozycje zapisywane były zgodnie z rzeczywistością.
Gdy sierociniec otrzymywał jakąś dotację prywatną, zapisywano ją tylko częściowo... Zrozumiałam, że resztę zatrzymywał sobie nasz dyrektor... Karmiono nas podle, ubierano jeszcze gorzej. Pewnego dnia jeden z lordów złożył na ręce naszego dyrektora dość poważną sumę. Należało jednak wciągnąć ją do ksiąg w obecności lorda... Dyrektor, stojąc za szczodrym ofiarodawcą, starał się dać mi na migi do zrozumienia, abym zapisała tylko część ofiarowanej sumy. Ja jednak zapisałam ją w całości.
Po odejściu lorda dyrektor wpadł w wścikłość. Począł mnie nakłaniać, abym skreśliła zero z końca wpisanej sumy. Nie chcialam tego uczynić. Wówczas dyrektor zaprzysiągł mi zemstę. Wkrótce po tym skierowano mnie do Mac Governów. Dyrektor złożył fałszywy raport o moich postępach w nauce. Komisja uznała, że nie nadaję się do żadnej innej pracy... Bardzo byłam nieszczęśliwa w tym domu, — dodała z płaczem
— Dlaczego nie zwróciłeś się do policji? — zapytał Raffles, zapalając papierosa.
— Groziłam mu, że to zrobię. Śmiał się ze mnie mówiąc: „Któż ci uwierzy mały głuptasie?“.
— Tak, to prawda. Dochodzenie musiałoby zahaczyć o cały szereg wysoko postawionych osób. Policja woli tego uniknąć. Ale to nic nie szkodzi... Zdemaskujemy tego ptaszka!
— Jak się nazywała twoja matka? — zapytał po chwili.
— Alicja Tomson. Pracowała w wielkim składzie bielizny.
— Czy masz krewnych w Londynie?
— Nie.
— Czy znałaś swego ojca?
— Nie. Często oglądałam jego fotografię: na fotografii tej nosił mundur. Matka wspominała mi, że należał do jednego z najznakomitszych rodów angielskich.
— Ciekawe... — mruknął Raffles, przechadzając się po salonie.
— Czy masz tę fotografię?
Została w sierocińcu... Gdy władze umieściły mnie w przytułku, nadesłano w ślad za mną opieczętowany pakiecik, zawierający moje rodzinne dokumenty. Miałam je dostać po ukończeniu lat osiemnastu. Jestem więcej niż pewna, że między tymi dokumentami znajduje się również fotografia mego ojca.
— Czy matka nigdy nie wymieniała ci jego nazwiska?
— Nigdy. Mówiła, że mi to może zaszkodzić.
— Dziękuję ci, moje dziecko... Na dziś dość rozmowy. Żona mego służącego zajmie się tobą i przygotuje ci pokój. Jutro zastanowimy się co dalej czynić.
Gdy został w salonie sam ze swym przyjacielem, oparł głowę na ręku i rzekł:
— Najciekawsze w tej całej historii jest to, że zęby znalezione przez kapitana są sztuczne... Umocowane były one na tak zwanym mostku i wypadły wskutek wstrząsu... Będę musiał później pomyśleć o naprawieniu tej szkody.
— Wydajesz mi się czymś mocno zaabsorbowany... — rzekł Charley.
— Tak... Przeraża mnie myśl, ilu łotrów znajduje się na tym święcie! Nie starczy poprostu czasu na ściganie winnych... Dopiero niedawno uporałem się z oficerem, teroryzującym swych żołnierzy, a tu nagle dowiaduje się, że ten sam oficer i jego żona znęcają się nad biedną sierotą... Jeszcze nie zdążyłem porachować się należycie z winnymi, gdy ich ofiara uchyla przede mną rąbek nowej zbrodni... Mam ochotę jeszcze dziś w nocy odwiedzić dyrektora sierocińca. Czy będziesz mi towarzyszył?
— Wołałbym, abyś się przespał...
— Czuję się znakomicie — zaśmiał się wesoło Raffles — chodźmy... Po powrocie weźmiemy kąpiel i pójdziemy spać...

Londyn spał, gdy obaj przyjaciele opuścili willę.
Taksówka odwiozła ich na Liverpool Street, gdzie znajdował się sierociniec, którego nazwę i adres wskazała im dziewczyna.
Raffles ruszył w stronę drzwi. Na dźwięk dzwonka ukazał się portier z latarką w ręce.
— Proszę nas zaprowadzić natychmiast do pana dyrektora — rzucił Raffles tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Portier uczuł jednocześnie, że w dłoń wsunięta mu kilka szylingów.