Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/99: Różnice pomiędzy wersjami

(Brak różnic)

Wersja z 23:28, 7 sty 2021

Ta strona została przepisana.

siedziała, ażeby wśród nocy odważył się przybliżyć w to miejsce straszliwe. Mówią bowiem ludzie, że, gdy północ nadejdzie, cienie pomordowanych błądzą po zwaliskach chaty, bolesne wydając jęki. Ja z moją psiną biedną nieraz tam przepędzałem spokojne noce, chociaż z pomiędzy otaczających drzew niejednokrotnie zdawały się nas dochodzić jakieś jęki.
Słowa te przywiodły na myśl Rolandowi to, co słyszał od pułkownika o nieszczęśliwej rodzinie Ashburna, która została niespodziewanie zaskoczona i wymordowana przez dzikich. Mimowolnie ogarnął go wstręt do szukania przytułku w miejscu, którego krwawe dzieje przerażały trwogą serca wszystkich osadników. Nie było jednak wyboru. Natan twierdził, że tylko tam mogą znaleść bezpieczne schronienie, udał się więc w milczeniu za przewodnikiem doświadczonym.
Po raz ostatni obejrzawszy się na ognisko, którego blask w sam czas oznajmił groźne niebezpieczeństwo, podróżni wjechali na wyrąb, przed laty ludzką ręką dokonany; atoli miejsce to, niegdyś bujnem złocące się zbożem, dziś było zarosłe krzewami i chwastem. Głęboka cisza lasów, spóźniona godzina, wspomnienie strasznego mordu; wszystko to razem przyczyniało się do powiększenia grozy tego opustoszałego ustronia. Wicher, przedzierający się przez gałęzie, smutnie jęczał, przywodząc na myśl cienie pobitych ofiar.
Naraz nowa trwoga przeraziła podróżnych: po chwilowej ciszy wicher zawył gwałtownie; je-