Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/377: Różnice pomiędzy wersjami

 
(Brak różnic)

Aktualna wersja na dzień 21:36, 15 sty 2021

Ta strona została przepisana.
—   375   —

w perzynę. Nie dziw zatem, że chłopi przyjmowali tych sprzymierzeńców i aniołów pokoju, jak djabłów. Te uciski nie zyskiwały też u ludu sympatji dla hetmana, kreatury niemieckiej.
Ale sam Kijów był przynajmniej czystszy i bezpieczniejszy do przechadzki dla bezbronnego człowieka, niż w piekielnym miesiącu lutym tegoż roku. Korzystali z tego literaci i chodzili często do Kupieckiego ogrodu, gdzie siadali na wysokim tarasie nad Dnieprem.
— Wiesz co, Celestynie, że m nie ten słodki powiew od wody i ta wiosna, taka przedwojenna — drażnią. Zapachy i smak powietrza przypominają całe pasma przeszłego istnienia. — — Nigdy jeszcze nie byłem w zespole tak pięknego kraju z tak podłą fazą życia.
— Bój się Boga! co mówisz?! — Ty zwykle podtrzymywałeś moją odwagę, a teraz? — Może być jeszcze wszystko dobrze.
— Może być — ale jest tymczasem bardzo źle. Nie mówię już o klęskach, którym zapobiec można tylko siłą — a siły nie mamy. Ale jak my się zachowujemy pod chłostą tych szalbierczych urządzeń tych „dobrodziejstw“, tych szyderstw niemieckich?! Jaka postawa? gdzie godność narodu?!
— No, przeciw traktatowi Brzeskiemu były protesty Krakowa, Poznania, nawet warszawskiej Rady Regencyjnej — zaryzykował Celestyn.
— Protesty?! — Nic innego nie mogły uczynić koła poselskie, zapewne. — — Ale Rada Regencyjna!
— Cóż ona mogła zrobić, kiedy jest w zupełnej zależności od pruskiego gubernatora w Warszawie?