Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/121: Różnice pomiędzy wersjami

(Brak różnic)

Wersja z 21:57, 16 sty 2021

Ta strona została przepisana.

kwakier ani jednej ani drugiej nie pochwalił. Słuchał ich w milczeniu, a sam, pomimo skruchy 1 wyrzutów sumienia, nie zaprzestał strzelać do dzikich i ile razy który z nieostrożniejszych wychylił się z ukrycia lub jakąś część ciała odsłonił, natychmiast kwakier, korzystając z tego, słał mu pocisk niechybny.
— Co dalej zrobimy, w tej chwili jeszcze nie wiem — szepnął kwakier — ale radziłbym ci, zanim Pan Bóg nas natchnie, dziurawić czerwone skóry. Mam już kilka na sumieniu z twojej przyczyny, to i trzeba brnąć, dalej, bo czy mniej, czy więcej, to już na jedno wyjdzie.
Noc zbliżająca się ku schyłkowi, ośmielała Indyan. Rzęsiste strzały i liczniejsze okrzyki dowodziły, iż musieli otrzymać posiłki. Zarazem zauważył Roland, iż amunicyi nie na długo wystarczy.
— Bracie — rzekł Natan, wysłuchawszy Rolanda — jeżeli tam w górze stoi napisane, iż niewiasty twe zostaną zamordowane w twoich oczach, nic tego wyroku zmienić nie zdoła. Ale ponieważ powiada Pismo św.: »Pomagaj sobie, a Bóg ci dopomoże,» przeto będę się starał uczynić wszystko, na co się moja słaba głowa i liche siły zdobyć mogą. Opuszczę cię więc, miły bracie, dla sprowadzenia pomocy. Jeżeli zdołasz bronić chaty do rana... Ależ plotę niedorzeczności, nie tylko zdołasz, ale musisz jej bronić, choćbyś nie miał innej pomocy, jak tylko tych dwóch niedołęgów, ja ci sprowadzę ratunek.