Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/398: Różnice pomiędzy wersjami

 
(Brak różnic)

Aktualna wersja na dzień 08:52, 21 sty 2021

Ta strona została przepisana.
—   396   —

Pomimo jednak wielu warunków dobrobytu i zadatków szczęścia, jakiś uporczywy niepokój nurtował myśli mieszkańców dworku.
— Dobrze nam tu — odezwał się Sworski — ale nawet do tego zacisza docierają bełkoty dalekich ukropów, które się kotłują gdzieś tam... — dokończył myśl szerokim gestem.
— Cóż? — warczą moje aparaty Cowper’a; czasem i gwiżdżą — zażartował prozaicznie dyrektor fabryki.
— To nic, te są przyjazne — odrzekł Tadeusz — ale mówię o wulkanie europejskim, który wcale się jeszcze nie uspokoił.
— Obiecaliśmy sobie nie mówić o polityce aż do końca lata — przerwała pani Zofja tonem miłosnej, lecz naczelnej dozorczyni.
— Jestem już prawie zdrów, Zosieńku — wykręcał się Tadeusz — a przecie nie samym chlebem żyje człowiek, choćby tak smacznym, jak tutejszy.
— Lepiej chlebem — odrzekł Gimbut — niż temi gazetami, których za dużo tu za sobą przywlokłeś, Tadeuszku. Wierzyć jednej grupie, to reszta kraju sami zdrajcy i nicponie; wierzyć grupie przeciwnej — to ta pierwsza grupa kraj gubi. Czort wie co!
— Nie wdając się tymczasem w dyskusję, która grupa ma słuszność, przyznasz mi chyba, Domciu, że ogromna ilość Polaków choruje na polityczne pomieszanie zmysłów?
— Tak, jak wszędzie, Tadeuszku — uśmierzał Gimbut — są ludzie uświadomieni i tłum nieświadomy, szermujący jaskrawemi hasłami. Jak wszędzie też jest prawica i lewica.