Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/281: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
errata
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
poganiaczy osłów i wielbłądów, kupców i drobnych pośredników pije kawę, oranżadę, orszadę, pali nargile, haszysz i opjum, zajada pławiącą się w gorącej, syczącej oliwie baraninę, omawia swoje sprawy, plotkuje, roznosi prawdziwe i fałszywe wieści, smuci się, oburza, lecz natychmiast o wszystkiem zapomina, z chwilą, kiedy rozlegną się magiczne słowa, talizmany współczesności: funt angielski, rupja, anna,<ref>1 funt angielski = 13 rupjom indyjskim, rupja = 16 anna.</ref> dolar... Tu już nikt nie liczy na piastry, bo to nie jest waluta „moderne“, gdyż podlega nieobliczalnym wahaniom na giełdzie, lub raczej na giełdach, które mieszczą się w każdej kawiarni, w każdym sklepiku, na każdym rogu ulicy, przy każdym sprzedawanym baranie.<br>
poganiaczy osłów i wielbłądów, kupców i drobnych pośredników pije kawę, oranżadę, orszadę, pali nargile, haszysz i opjum, zajada pławiącą się w gorącej, syczącej oliwie baraninę, omawia swoje sprawy, plotkuje, roznosi prawdziwe i fałszywe wieści, smuci się, oburza, lecz natychmiast o wszystkiem zapomina, z chwilą, kiedy rozlegną się magiczne słowa, talizmany współczesności: funt angielski, rupja, anna,<ref>1 funt angielski = 13 rupjom indyjskim, rupja = 16 anna.</ref> dolar... Tu już nikt nie liczy na piastry, bo to nie jest waluta „moderne“, gdyż podlega nieobliczalnym wahaniom na giełdzie, lub raczej na giełdach, które mieszczą się w każdej kawiarni, w każdym sklepiku, na każdym rogu ulicy, przy każdym sprzedawanym baranie.<br>
{{tab}}W dzielnicy, na prawym brzegu Tygrysu, gdzie się mieści hotel Maude, można spotkać przedziwne typy. Przybywają one chyba z całej Azji przedniej — od Kurdystanu i Szirazu aż po brzegi „krainy zachodniego słońca“, czyli Syrji i Małej Azji.<br>
{{tab}}W dzielnicy, na prawym brzegu Tygrysu, gdzie się mieści hotel Maude, można spotkać przedziwne typy. Przybywają one chyba z całej Azji przedniej — od Kurdystanu i Szirazu aż po brzegi „krainy {{Errata|zachodniego|zachodzącego}} słońca“, czyli Syrji i Małej Azji.<br>
{{tab}}W dzielnicy Szat giną one i znikają wśród stałej gawiedzi kupczącej, w masie dość wstrętnego tłumu „negocjantów“, jak kupcy Iraku dumnie nazywają siebie.<br>
{{tab}}W dzielnicy Szat giną one i znikają wśród stałej gawiedzi kupczącej, w masie dość wstrętnego tłumu „negocjantów“, jak kupcy Iraku dumnie nazywają siebie.<br>
{{tab}}Tu zaś, nic nie robiąc sobie z tego, że o 300 metrów przechadzają się szyldwachy przed bramą wysokiego komisarza Anglji, przeróżni ludzie zalegają zabłocone placyki, kręte, niebrukowane uliczki, kawiarnie, karawan-seraje, jadłodajnie, domy zajezdne i ohydne jaskinie, skąd wyrywa się zgiełkliwy wicher dzikiej, tęsknej muzyki, ochrypłe wrzaski gramofonu, jazgotliwy śpiew, piski i wyuzdany śmiech kobiet — umalowanych straszliwie, nawpół, lub zupełnie nagich, nacechowanych tą bezczelnością, której matką jest rozpacz ostatecznego upadku, a ojcem — wstręt do życia w upodleniu bezmiernem.<br>
{{tab}}Tu zaś, nic nie robiąc sobie z tego, że o 300 metrów przechadzają się szyldwachy przed bramą wysokiego komisarza Anglji, przeróżni ludzie zalegają zabłocone placyki, kręte, niebrukowane uliczki, kawiarnie, karawan-seraje, jadłodajnie, domy zajezdne i ohydne jaskinie, skąd wyrywa się zgiełkliwy wicher dzikiej, tęsknej muzyki, ochrypłe wrzaski gramofonu, jazgotliwy śpiew, piski i wyuzdany śmiech kobiet — umalowanych straszliwie, nawpół, lub zupełnie nagich, nacechowanych tą bezczelnością, której matką jest rozpacz ostatecznego upadku, a ojcem — wstręt do życia w upodleniu bezmiernem.<br>
{{tab}}W lekkich, przezroczystych burnusach, w śnieżno-białych turbanach przedchadzają się poważni mężowie, o dziwnie białych twarzach, kruczych brodach, czarnych, przymkniętych oczach. Palcami, okrytemi pierścieniami, niżą ci „efendi“ paciorki różańców z onyksu, turkusu, nefrytu lub drogiego, wonnego drzewa.<br>
{{tab}}W lekkich, przezroczystych burnusach, w śnieżno-białych turbanach {{Korekta|przedchadzają|przechadzają}} się poważni mężowie, o dziwnie białych twarzach, kruczych brodach, czarnych, przymkniętych oczach. Palcami, okrytemi pierścieniami, niżą ci „efendi“ paciorki różańców z onyksu, turkusu, nefrytu lub drogiego, wonnego drzewa.<br>