Przypadki Robinsona Kruzoe/XXXIX: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja nieprzejrzana][wersja nieprzejrzana]
Usunięta treść Dodana treść
Bartek21 (dyskusja | edycje)
Nowa strona: {{Przypadki Robinsona Cruzoe}} ===DRUGA ŁÓDŹ. ŚMIERĆ GŁÓWNYCH BUNTOWNIKÓW. WYMOWA ROBERTSONA. GUBERNATOR. WYPADKI NA OKRĘCIE. WYROK NA WINNYCH. PRZYGOTOWANIA DO OPUSZCZENIA WY...
 
Bartek21 (dyskusja | edycje)
Nie podano opisu zmian
Linia 74:
- Aby utrzymać w błędzie obsadę dodał, powiedziałem, że gubernator rozkazał mi skierować okręt ku przeciwnemu brzegowi wyspy, gdyż nie chce patrzeć na wichrzycieli, ani ich sam sądzić, ponieważ lęka się, aby go nie uniosła surowość.
Poleciwszy Piętaszkowi, jakie ma odłożyć rzeczy dla zabrania do Europy, sam naradziłem się z kapitanem, jak postąpić z jeńcami, będącymi w jaskini. Atkins i dwóch innych byli to łotrzy niepoprawni. Zabrawszy ich ze sobą, musielibyśmy trzymać wszystkich trzech w więzach i w najbliższej osadzie angielskiej wydać w ręce sprawiedliwości. Kapitan, ukarawszy już kilku buntowników śmiercią, nie chciał powiększać rozlewu krwi.
Na mój rozkaz przyprowadzono sześciu skrępowanych wichrzycieli. Naówczas rzekłem:
- Jego ekscelencja gubernator wysłał mnie, abym was osądził.
- Łaski, łaski, zawołali chórem.
- Łaski, odpowiedziałem z pogardą, teraz jej żebrać umiecie, a nie wahaliście się podnieść rękę na kapitana i zabrać okręt, aby się puścić na rozbój morski. Jego ekscelencja, zwróciwszy statek właścicielowi, udzielił żałującym przebaczenia przez wzgląd, że dopomogli sami do jego odzyskania. Jednakże wina nie mogła ujść bezkarnie. Oto kapitan buntowniczy wisi na rei, mówiłem dalej, wskazując na okręt, sternik, cieśla. Will Fry i trzech innych już nie żyją. Teraz kolej na Atkinsa, kucharza i Harrego. Z rozkazu gubernatora jesteście skazani na śmierć, a kara dla przykładu całej obsady zostanie wykonana na okręcie.
Trzej obwinieni zaczęli gorzko płakać.
Wówczas kapitan i porucznik zaczęli mnie błagać, ażebym winnym przebaczył, do czego przyczyniły się także prośby innych majtków.
Długi czas opierałem się pozornie prośbom, na koniec rzekłem:
- Dobrze więc, ponieważ tak bardzo za wami prosi wasz kapitan, zostaniecie przy życiu, lecz będziecie skazani na wygnanie w jednej z pustych okolic tej wyspy, pod warunkiem nie przekraczania granic wam naznaczonych. W przeciwnym bowiem razie zostaniecie przez żołnierzy naszych schwytani i bez miłosierdzia na miejscu rozstrzelani.
Winowajcy padli mi do nóg z radości, dziękując za darowanie życia. Postanowiłem dać im mieszkanie na folwarku. Dlatego zaś zabroniłem opuszczać wyznaczonego miejsca, aby nie złupili broni i sprzętów przeznaczonych dla Hiszpanów i nie dowiedzieli się, że oprócz ich trzech nikogo więcej na wyspie nie ma.
Spodziewałem się, że nastraszeni potęgą mniemanego gubernatora, nie ośmielą się wyjść z kryjówek, dopóki tamci nie przypłyną. Tymczasem zaś pozostawiłem im kilka korcy zboża, siekierę, nóż, nieco gwoździ, oraz łuki i strzały, wybrane z broni zdobytej na ludożercach, nie chcąc dawać strzelb w ręce takich ludzi.
We dwa dni potem, zabrawszy wszystkie rzeczy wyrobione przeze mnie, jako to: ubrania i pościel z koziej skóry, nieco garnków, lampę, stół, krzesełka, parasol, oraz pieniądze zachowane w jaskini, których nieznany właściciel utonął podczas rozbicia się okrętu portugalskiego (żaden z jego towarzyszy już nie żył), zamierzyliśmy podnieść kotwicę. Przy wejściu do zamku zostawiłem list do Hiszpana po portugalsku napisany, aby Atkins, jeżeli go znajdzie, nie zrozumiał. W liście tym doniosłem mu o zamurowanym składzie amunicji w jaskini, jako też poleciłem, aby zawsze miał na baczności zostawionych Anglików i uważał ich za podległych swej władzy.