Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/175: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
nowa strona
 
m Robot automatycznie zamienia tekst (-­ +)
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
po lekkiem wzniesieniu ziemi; uszanowały je dotąd wszelkie stworzenia szkodę czyniące: zwierzęta i ludzie.<br />
po lekkiem wzniesieniu ziemi; uszanowały je dotąd wszelkie stworzenia szkodę czyniące: zwierzęta i ludzie.<br />
{{tab}}Doktór, pierwszy raz w swem życiu stawiając nogę na lądzie podbiegunowym, prawdziwego do­znał wrażenia. Trudno sobie wystawić uczucie rozbudzające się w sercu na widok tych resztek domów, chatek, namiotów, przechowywanych tak starannie w tamtych zimowych stronach przez na­turę.<br />
{{tab}}Doktór, pierwszy raz w swem życiu stawiając nogę na lądzie podbiegunowym, prawdziwego doznał wrażenia. Trudno sobie wystawić uczucie rozbudzające się w sercu na widok tych resztek domów, chatek, namiotów, przechowywanych tak starannie w tamtych zimowych stronach przez naturę.<br />
{{tab}}— Oto rezydencya, mówił doktór do towarzy­szów, nazwana przez samego Rossa, Obozem Przy­tułku. Gdyby był Franklin dostał się do tego miejsca ze swą osadą, byliby ocaleli. Oto przyrzą­dy które tu pozostawiono; oto piec przy którym ogrzewała się w roku 1851 osada okrętu ''Prince­-Albert''. Rzeczy pozostały jak były i możnaby przypuszczać, że Kennedy, kapitan tego statku do­piero wczoraj ztąd się oddalił. A oto szalupa, któ­ra go wraz z ludźmi osłaniała przez dni kilka, gdy oddzielony od okrętu, został prawdziwie ocalony przez dzielnego Bellota, który go szukał, mimo strasznych mrozów listopadowych.<br />
{{tab}}— Oto rezydencya, mówił doktór do towarzyszów, nazwana przez samego Rossa, Obozem Przytułku. Gdyby był Franklin dostał się do tego miejsca ze swą osadą, byliby ocaleli. Oto przyrządy które tu pozostawiono; oto piec przy którym ogrzewała się w roku 1851 osada okrętu ''Prince-Albert''. Rzeczy pozostały jak były i możnaby przypuszczać, że Kennedy, kapitan tego statku dopiero wczoraj ztąd się oddalił. A oto szalupa, która go wraz z ludźmi osłaniała przez dni kilka, gdy oddzielony od okrętu, został prawdziwie ocalony przez dzielnego Bellota, który go szukał, mimo strasznych mrozów listopadowych.<br />
{{tab}}— Znałem tego zacnego i dzielnego oficera, rzekł Johnson.<br />
{{tab}}— Znałem tego zacnego i dzielnego oficera, rzekł Johnson.<br />