Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/174: Różnice pomiędzy wersjami

nowa strona
(Brak różnic)

Wersja z 12:24, 17 sie 2014

Ta strona została przepisana.

— Jest, i bardzo nawet pewny, odrzekł doktór.
— A co, nie mówiłem! zawołał Johnson zacierając ręce; przy doktorze nie trzeba się lękać niczego; on na wszystko sposób znajdzie w swym worze nauki.
— Mój worek strasznie jest chudy, kochany Johnsonie, ale poszukawszy dobrze...
— Czy tylko niedźwiedzie nie dostaną się do nas tą samą drogą, którą ty przyszedłeś doktorze? spytał Altamont.
— Nie! zatkałem starannie wejście do otworu; ale za to my możemy dojść do magazynu prochowego, o czem one zupełnie wiedzieć nie będą.
— No, a teraz powiedże nam, jakim sposobem zamyślasz pozbyć się tych zabawnych gości?
— Sposobem bardzo prostym, którego początek jest już wykonany. Ale zapominam, że nie sam tu przyszedłem.
— A z kimże? zapytał Johnson.
— Zaraz wam przedstawię mego towarzysza.
To mówiąc doktór wyciągnął z przejścia pod­ ziemnego ciało świeżo ubitego lisa.
— To owoc mego rannego polowania, skromnie odpowiedział doktór; przekonacie się zaraz że nigdy jeszcze lis nie był ubity bardziej w porę.