Baśń o trzech braciach i królewnie: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja nieprzejrzana][wersja nieprzejrzana]
Usunięta treść Dodana treść
Nie podano opisu zmian
Nie podano opisu zmian
Linia 1:
{{ek|
{{ek|treść:{{Nagłówek
wulgaryzmy i zbędny artykuł}}{{clear}}
|tytuł=Baśń o trzech braciach i królewnie
|autor=Aleksander Fredro
}}{{clear}}
{{erotyka}}
{{wulgaryzmy}}
:Mrok wieczorny — babcia siwa
:przy kominku głową kiwa.
:Nos jak haczyk, okulary,
:Coś pierdoli babsztyl stary.
:Snuje bajdy niestworzone,
:O królewnie Pizdolonie,
:O trzech braciach jak niewielu,
:O matuli ich z burdelu,
:Opowiada stare dzieje…
:A na dworze wicher wieje.
 
 
:Siądźcie społem panny, smyki,
:Młodojebce, stare pryki
:I nadstawcie dobrze uszy!
:Choć na polu śnieżek prószy.
:W domu ciepło i wygodnie…
:Zostaw pan w spokoju spodnie!
:Bo się wnet zawoła Mamy!…
:Cyt! Uwaga! Zaczynamy!
 
 
:Za morzami, za rzekami,
:Za lasami, za górami,
:Żył przed bardzo wielu laty,
:Król potężny i bogaty,
:Dobrotliwy, szczodrobliwy,
:Lecz niezmiernie rozżalony,
:Z racji córki, pochwa,
:Która przecie dobra, miła
:Lecz… nadmiernie się do kobiety.
 
 
:A dawała bez wyboru
:I rycerzom, panom dworu,
:I kucharzom, i stolarzom,
:Czasem nawet i malarzom!
:Na leżąco, na stojaka,
:W odbyt, w pierś i na raka.
:Czy na dworze, czy w salonie,
:Czy w klozecie, czy na tronie,
:W każdej chwili, w każdym czasie
:Wciąż myślała o kimś nielubianym .
 
 
:Próżno mówił jej król stary,
:Że we wszystkim trzeba miary,
:Nie wypada bowiem pannie
:Tak się kurwić bezustannie.
 
 
:Na nic się to wszystko zdało,
:Wciąż jej chuja było mało
:I na całym króla dworze
:Nikt chędożyć już nie może.
:Wszyscy byli rozjebani.
:Nawet księża, kapelani.
:Raz ją tak swędziała dupa.
:Że zgwałciła i biskupa,
:A gdy ten ją zerżnął marnie
:— Poszła dawać pod latarnię.
 
 
:Aż z burdelów w całym mieście,
:Do samego króla wreszcie,
:Od kurewskiej całej nacji
:Przyszły kurwy w delegacji.
:Ta najbardziej rozjebana,
:Padłszy przed nim na kolana,
:Z wielkim trudem tłumiąc łkanie
:Rzecze: „Królu nasz i Panie!
:Ty panując od lat wielu
:Ojcem byłeś dla burdelu.
:Upadają obyczaje!
:Twoja córka dupy daje!
:Na ulicy! bez pieniędzy!
:Przez co wpycha nas do nędzy.
:Nikt nas dziś już nie pierdoli,
:Bo darmochę każdy woli!
:A więc najjaśniejszy panie,
:Sprawiedliwość niech się stanie!”
 
 
:Król na łzy kurewskie czuły,
:Kazał dać ze swej szkatuły
:Każdej kurwie po dukacie,
:Po czym zamknął się w komnacie.
:W nocy zaś przywołał swego
:Astrologa nadwornego,
:By ten patrząc w gwiezdne szlaki
:Znalazł wreszcie sposób jaki,
:By królewnę można było
:— Dobrowolnie, czy też siłą —
:Wrócić znów do cnoty granic,
:A gdy to się nie zda na nic,
:Niech przynajmniej w swojej sferze
:Obłapników sobie bierze.
 
 
:Więc astrolog wziąwszy lupę,
:Zajrzał raz królewnie w dupę,
:Wielkim cyrklem pizdę zmierzył,
:Po czym zamknął się w swej wieży.
:Tak był w pracy pogrążony,
:Taki przy tym roztargniony,
:Że szukając prawd na niebie
:W roztargnieniu srał pod siebie.
:Kręcił, wiercił teleskopem,
:Wreszcie wrócił z horoskopem
:I rzekł: „Smutną wieść, niestety
:objawiły mi planety,
:Że królewny nic nie wstrzyma.
:Na jej szał lekarstwa ni ma!
:Chyba, że się znajdzie jaki,
:Tęgi jebak nad jebaki,
:Który ją tak zerżnie pięknie,
:Że królewnie picza pęknie!
:Żywym ogniem się zapali,
:Na kawałki się rozwali.
:Wtedy będzie pizdolona
:Z czaru swego wyzwolona!
:I znów stanie się prawiczką
:Z malusieńską, ciasną piczką.”
 
 
:Król, choć płakał ze zmartwienia,
:Zamknął córkę do więzienia,
:By się więcej nie puszczała.
:Tam codziennie dostawała,
:Prócz świetnego utrzymania,
:Tysiąc świec do brandzlowania,
:Wazeliny beczkę całą…
:Lecz jej tego było mało.
:Ciągle płacze, ciągle krzyczy:
:„To za mało dla mej piczy!”
 
 
:Wszystkim było ogłoszone
:Że kto zbawi męski odbyt
:Ten dostanie ją za żonę
:I podzieli się królestwem
:by raz skończyć z tym do kobiety.
 
 
:Więc zjeżdżają się lekceważyć,
:Czarodzieje, zaklinacze,
:I rycerze, królewicze,
:By królewnie zerżnąć męski odbyt!
:Każdy swoich sił próbuje,
:Lecz choć tęgie mieli chuje
:Na nic się to wszystko zdało,
:Bo królewnie wciąż za mało.
 
 
:Król, gdy widział co się dzieje
:Stracił całkiem już nadzieję,
:Płakał, martwił się dzień cały
:Aż mu jaja posiwiały
:Bo już siwy był na głowie.
 
 
:…A tymczasem heroldowie
:Wieści dziwne rozgłaszali
:Coraz dalej, dalej, dalej…
:Aż dotarły hen daleko,
:Gdzie za siódmą górą, rzeką,
:Stała sobie mała chatka,
:W niej mieszkała stara matka
:Wraz z synami swymi trzema,
:Którym równych w świecie nie ma.
 
 
:Każdy dzielny, tęgi, zwinny,
:ale każdy z nich był inny
:I w tym nie ma nic dziwnego:
:Każdy z ojca był innego.
:Bo w młodości swojej czasie
:Matka strasznie puszczała się.
:Była stróżką przy burdelu
:I kochanków miała wielu.
 
 
:Syn najstarszy miał chuj długi
:I gruby na kształt maczugi,
:A po bokach jego były
:jak postronki - grube żyły,
:Jakieś sęki, jakieś guzy -
:Jaja miał jak dwa arbuzy!
:A że ciągle mu bez mała
:ta ogromna pyta stała,
:Chujogromem go nazwano.
 
 
:Męski odbyt nosił miano
:Syn następny, bo lizanie
:Stawiał wyżej nad jebanie,
:I nie było mistrza w świecie,
:Co prześcignął go w minecie.
 
 
:Cieszą matkę takie dzieci,
:Lecz niestety — smuci trzeci,
:Który rodu był zakałą,
:Bo miał kuśkę całkiem małą,
:A cieniutką na kształt glizdy
:I nie palił się do pizdy.
:Dobrze, gdy z matczynej woli
:Raz na miesiąc popierdoli.
:A że mało tak obłapia,
:Bracia mieli go za gapia.
:No i matka nawet czasem
:Nazywała go Głuptasem.
 
 
:Tak im słodko życie idzie,
:Ani w zbytku, ani w biedzie.
:Starsze bowiem dwa chłopaki
:Zarabiali w sposób taki,
:że pobożne, starsze panie
:Brały ich na utrzymanie.
:A i matka, chociaż stara,
:Też dawała za talara.
:Tylko trzeci syn - wyskrobek
:Wypinał się na zarobek.
:Że nie udał się niewiastom,
:Dawał dupy pederastom
:I ku wielkiej matki złości
:Nie brał nic od swoich gości.
 
 
:Tak im się więc dobrze żyło,
:I wygodnie, dobrze, miło.
:Aż dotarła i w ich strony
:Wieść o losie męski odbyt.
:Na zarobek więc łakoma
:woła matka Chujogroma
:I tak rzecze: „Ty, mój synu
:Idź! Dokonaj tego czynu!
:Gdy spierdolisz Pizdolonę
:To dostaniesz ją za żonę.
:Pół królestwa twoim będzie!
:Tak królewskie brzmi orędzie.”
 
 
:Syn usłuchał rady matki.
:Zaraz włożył czyste gatki.
:Wymył chuja - i bez zwłoki
:Raźno ruszył w świat szeroki.
:A gdy przybył do stolicy,
:Zaraz poszedł do ciemnicy
:Gdzie się świecą, rozkraczona,
:Brandzlowała Pizdolona.
 
 
:Pyta dębem mu stanęła,
:Więc się ostro wziął do dzieła
:I za pierwszym sztosem leci
:Błyskawicznie drugi, trzeci,
:Czwarty, piąty — aż nareszcie
:Wyrżnął sztosów tysiąc dwieście
:I utracił siłę całą —
:Lecz królewnie wciąż za mało!
:Tak był potem osłabiony,
:Że zleźć nie mógł z Pizdolony,
:Aż musiały dworskie ciury
:Ściągnąć go za dupę z dziury,
:I zanieśli omdlałego,
:Do szpitala zamkowego.
 
 
:A królewna ciągle krzyczy,
:Że to mało dla jej piczy!
 
 
:Prędko, prędko baśń się baje,
:Nie tak prędko kutas staje,
:Baśń się baje, czas ucieka,
:Chujogroma matka czeka,
:W końcu martwić się zaczyna -
:Że nie widać skurwysyna.
 
 
:Aż ją doszły straszne wieści…
:Powstrzymując łzy boleści,
:Pizdoliza do się wzywa
:I w te słowa się odzywa:
:— „Bratu, rzecz to nie do wiary,
:Nie powiodły się zamiary.
:Kutas zmarniał mu, niestety —
:Idź więc ty, spróbuj minety!”
 
 
:I Pizdoliz wnet bez zwłoki,
:Ruszył prędko w świat szeroki.
:W końcu zaszedł do stolicy.
:Tam się udał do ciemnicy,
:Gdzie się świecą, rozkraczona,
:Brandzlowała Pizdolona.
 
 
:Zaraz ją za piczę łapie
:I minetę tęgo chlapie
:Język jego na kształt węża
:To się spręża, to rozpręża,
:To się wije jak sprężyna,
:W pizdę wwiercać się zaczyna,
:To po wierzchu, to od środka.
:Kręci na kształt kołowrotka,
:To się zwija znów jak fryga,
:że gdy patrzeć — w oczach miga.
:Doba tak za dobą mija,
:On jęzorem wciąż wywija.
:Lecz z nim także to się stało
:Że utracił siłę całą.
:Więc i jego dworskie ciury
:ściągnęły za dupę z dziury,
:I wyniosły omdlałego,
:Do szpitala zamkowego.
:A królewna ciągle krzyczy,
:Że to mało dla jej piczy!
 
 
:Prędko, prędko baśń się baje,
:Nie tak prędko kutas staje,
:Baśń się baje, czas ucieka,
:Pizdoliza matka czeka,
:I już martwić się zaczyna —
:Bo nie widać skurwysyna.
 
 
:W końcu widząc, że nie wraca
:Myśli: „Na nic moja praca…
:Biedna dola jest matczyna.
:Oto już drugiego syna
:Losy wzięły mi zdradziecko!
:Jedno mi zostało dziecko,
:I do tego całkiem głupie”.
 
 
:…Głuptas miał to wszystko w dupie.
:Raz spokojnie po jedzeniu
:Chciał pochrapać sobie w cieniu.
:Coś mu jednak spać nie daje,
:Coś go ciągle gryzie w jaje.
:Więc się prędko zrywa z trawy,
:W portki patrzy się ciekawy
:A tu się po jajach szwenda
:Niby chrabąszcz — wielka menda!
 
 
:Głuptas już rozpinał gacie,
:By ją zgubić w sublimacie,
:Gdy wtem menda nieszczęśliwa
:Ludzkim głosem się odzywa:
:„Nie zabijaj chłopcze luby!
:Czemu pragniesz mojej zguby?
:Menda też stworzenie boże,
:Że inaczej żyć nie może
:I że czasem w jajo utnie —
:Nie gubże jej tak okrutnie!”
:Głuptas to serca bierze,
:Myśli sobie: „Biedne zwierzę,
:Że mnie utniesz, cóż to złego?
:Przecież nie zjesz mnie całego.
:A pocierpieć czasem mogę
:Idź więc dalej w swoją drogę!”
 
:A tu nagle menda znika
:I zmienia się w czarownika,
:Czarownika - czarodzieja,
:I do swego dobrodzieja,
:Co się w strachu z miejsca zrywa,
:W takie słowa się odzywa:
:— „Że litości miałeś względy
:Dla bezbronnej, słabej mendy
:I żeś jej darował życie -
:Wynagrodzę cię sowicie.
:Dam ja ci wskazówki pewne
:jak spierdolić masz królewnę.
:Sił twych mało tu potrzeba
:Jest kondona - samojeba,
:Który ma tę dziwną siłę,
:Że gdy włożysz na swą żyłę
:I rozkażesz - on za ciebie
:sztos za sztosem ciągle jebie
:Czarodziejską mocą cudną!
:Ale zdobyć go jest trudno...
:Dupa strzeże go zaklęta,
:Na przechodniów wciąż wypięta,
:Z której mocą złego ducha
:Ustawicznie ogień bucha.
:I czy z bliska, czy z daleka,
:Żarem swoim wszystko spieka.
:I w tym mocnym, wielkim żarze
:Dupa się całować każe,
:Lecz gdy powiesz do niej słowa:
:- «Niech się ogień w dupie schowa!
:Sama się pocałuj właśnie!»
:- Wtedy ogień w dupie zgaśnie.
:I powoli, z dobrej woli,
:Kondon zabrać ci pozwoli.
:Za twą dobroć ja ci mogę
:Do tej dupy wskazać drogę.
:Weź ten kłębek z sobą razem,
:On ci będzie drogowskazem!
:Rzuć na ziemię i idź wszędzie,
:Gdzie się kłębek toczyć będzie.
:Lecz pamiętaj zawsze święcie
:Czarodziejskie to zaklęcie!”
 
 
:Tu czarownik, niby mara,
:Zniknł i rozwiał się jak para.
:Głuptas wstaje ucieszony,
:Bierze kłębek, rozbawiony,
:I nie mówiąc nic nikomu
:Po kryjomu znika z domu.
 
 
:Prędko, prędko baśń się baje,
:Nie tak prędko kutas staje.
:Głuptas idzie, nie ustaje,
:Coraz nowe mija kraje.
:Gdy stu granic minął słupy
:Zaszedł wreszcie aż do dupy,
:Z której ogień wieczny tryska.
:A podszedłszy do niej z bliska,
:Rozżarzonej nad pojęcie,
:Czarodziejskie swe zaklęcie
:Głuptas z całej siły wrzaśnie:
:„Sama się pocałuj właśnie!”
:Wtedy dupa zawstydzona,
:Puściła go do kondona.
 
 
:Więc z kondonem, ucieszony,
:Pędzi wnet do Pizdolony.
:A gdy przybył do stolicy,
:Zaraz poszedł do ciemnicy,
:Gdzie się świecą, rozkraczona,
:Brandzlowała Pizdolona.
 
 
:Wkłada kondon na kutasa
:I… O dziwo! U głuptasa
:Chuj, co zawsze był jak z ciasta,
:Na olbrzyma się rozrasta!
:Na sto chujów się rozdziela
:Każdy gruby, jak ta bela,
:Każdy twardy, jak ze stali,
:Każdy długi na sto cali!
:Wszystkie chuje z całej siły
:Na królewnę się rzuciły,
:Każdy się jej w piczę wwierca,
:Każdy końcem sięga serca,
:Każdy jej się w piczy grzebie,
:Każdy jebie, jebie, jebie…
:Głuptas leży bez wysiłku,
:Czasem klepnie ją po tyłku
:Czasem w cycki pocałuje,
:A samojeb piczę pruje.
:Aż królewna Pizdolona
:Zchędożona, spierdolona,
:Ze zmęczenia ledwo żywa,
:Krzyczy: — Cipa się rozrywa!
 
 
:Takie przy tym tarcie było,
:Aż się w piczy zapaliło.
:By ugasić pożar ciała,
:Straż zamkowa przyjechała
:Z toporami, z bosakami,
:Sikawkami i kubłami,
:Słowem — z całym inwentarzem
:Używanym przy pożarze.
:I po długiej, ciężkiej pracy
:Ugasili ją strażacy.
 
 
:Tak została Pizdolona
:Z czaru swego wybawiona,
:I znów stała się prawiczką
:Z malusieńką, ciasną piczką.
:Głuptas dostał zaś w podziękę
:Pół królestwa i jej rękę.
 
 
:Król był taki ucieszony,
:Ze zbawienia Pizdolony,
:Że pomimo swej starości
:Kapucyna rżnął z radości,
:Tak się znowu poczuł młody
:Potem zaś wyprawił gody
:Głuptasowi z Pizdoloną -
:Mnie na gody zaproszono.
:Więc jak mówię, też tam byłem.
:Jadłem, piłem, pierdoliłem,
:Bawiłem się z nimi społem,
:Aż zasnąłem gdzieś pod stołem…
 
 
:Tu bajka dobiega końca
:Już za oknem patrzeć słońca
:Przy kominku babcia siwa
:Coś mamrocze, głową kiwa
:Dając dziatwie pouczenia
:O rozkoszach chędożenia.
 
 
:Których i Wam czytelnicy
:Autor tej powiastki życzy!
 
[[Kategoria:Aleksander Fredro]]
[[Kategoria:Erotyka]]
{{TekstPD|Aleksander Fredro}}}}
{{Nagłówek
|tytuł=Baśń o trzech braciach i królewnie
|autor=Aleksander Fredro
}}{{clear}}
{{erotyka}}
{{wulgaryzmy}}