Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/414: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
 
Pywikibot touch edit
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 4: Linia 4:
{{tab}}Oto co opowiedział Paganel o sobie. Może ukrył coś ze swych przygód, jak można było wnosić nieraz z jego zakłopotania w opowiadaniu. Pomimo to wszyscy winszowali mu jednomyślnie, poczem wrócili do chwili obecnej.<br />
{{tab}}Oto co opowiedział Paganel o sobie. Może ukrył coś ze swych przygód, jak można było wnosić nieraz z jego zakłopotania w opowiadaniu. Pomimo to wszyscy winszowali mu jednomyślnie, poczem wrócili do chwili obecnej.<br />
{{tab}}Położenie było ciągle groźne, bo krajowcy, nie śmiąc wejść na Maunganamu, liczyli na takich pewnych sprzymierzeńców, jak głód i pragnienie. Jest to rzecz czasu — a dzicy są bardzo cierpliwi.<br />
{{tab}}Położenie było ciągle groźne, bo krajowcy, nie śmiąc wejść na Maunganamu, liczyli na takich pewnych sprzymierzeńców, jak głód i pragnienie. Jest to rzecz czasu — a dzicy są bardzo cierpliwi.<br />
{{tab}}Glenarvan nie mylił się co do trudności położenia, ale postanowił czekać sposobnej chwili, a nawet sam ją nastręczyć. To też chciał jak najprędzej obeznać się z położeniem swej improwizowanej twierdzy nie w celu obrony, bo nie było potrzeby obawiać się napadu, lecz aby wynaleźć sposób jej opuszczenia. Z pomocą majora, Johna, Roberta i Paganela przypatrzyli się dobrze położeniu, zbadali kierunek dróg, ich stosunek i spadzistość. Grzbiet, łączący Maunganamu z łańcuchem Wahiti, długości mili, opadał ku równinom. W razie ucieczki, jedną tylko można było obrać drogę tym wąskim i fantastycznie porzniętym grzbietem; a gdyby pod zasłoną nocy udało się uciekającym przejść go niepostrzeżenie, to może zdołaliby zapuścić się w głębokie wąwozy łańcucha gór i krajowców stropić. Ale droga ta dosyć była niebezpieczna; dolną jej część mogły dosięgnąć strzały karabinowe, a szeregi krajowców, ustawione na zboczach, byłyby w
{{tab}}Glenarvan nie mylił się co do trudności położenia, ale postanowił czekać sposobnej chwili, a nawet sam ją nastręczyć. To też chciał jak najprędzej obeznać się z położeniem swej improwizowanej twierdzy nie w celu obrony, bo nie było potrzeby obawiać się napadu, lecz aby wynaleźć sposób jej opuszczenia. Z pomocą majora, Johna, Roberta i Paganela przypatrzyli się dobrze położeniu, zbadali kierunek dróg, ich stosunek i spadzistość. Grzbiet, łączący Maunganamu z łańcuchem Wahiti, długości mili, opadał ku równinom. W razie ucieczki, jedną tylko można było obrać drogę tym wąskim i fantastycznie porzniętym grzbietem; a gdyby pod zasłoną nocy udało się uciekającym przejść go niepostrzeżenie, to może zdołaliby zapuścić się w głębokie wąwozy łańcucha gór i krajowców stropić. Ale droga ta dosyć była niebezpieczna; dolną jej część mogły dosięgnąć strzały karabinowe, a szeregi krajowców, ustawione na zboczach, byłyby w