<<< Dane tekstu >>>
Autor Adam Mickiewicz
Tytuł Dudarz
Podtytuł Romans
Pochodzenie Poezye Adama Mickiewicza, str. 106-116
Wydawca drukiem Józefa Zawadzkiego
Wydanie 1.
Data wyd. 1822
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
DUDARZ.

ROMANS.

(Myśl s pieśni gminnéj).



Jakiż to dziadek, jak gołąb siwy,
S siwą aż do pasa brodą,
Dwaj go chłopczyki pod rękę wiodą,
Wiodą mimo naszéj niwy.

Starzec na lirze brząka i nóci,
Chłopcy dmą dudeczki s piórek;
Zawołam starca, niech się zawróci
I przyjdzie pod ten pagórek.

Zawróć się starcze tu na igrzysko,
Tu się po siewbie weselim;
Co nam dał pan Bóg, tém się podzielim,
I do wsi na noc stąd blisko.

Posłuchał, przyszedł, skłonił się nisko
I usiadł sobie pod miedzą;
Przy nim po bokach chłopczyki siedzą,
Patrząc na wiejskie igrzysko.

Tu brzmią piszczałki, biją bębenki,
Płoną stosy suchych drewek;
Piją staruszki, skaczą panienki
Obchodząc święto dosiewek.

Milczą piszczałki, głuchną bębenki,
Porzuca ogień gromadka;
Biegą staruszki, biegą panienki,
Biegą do dudarza dziadka.

Witaj Dudarzu, witamy radzi,
W wesołéj przychodzisz dobie;
Pewnie zdaleka pan Bóg prowadzi,
Pogrzéj się i spocznij sobie.

Wiodą gdzie ogień, gdzie stół z murawy,
Sadzą Dudarza pośrodku;
Może pozwolisz na trochę strawy,
Albo na szklaneczkę miodku?

Widzim i lirę, widzim piszczałki,
Zagraj co nam samotrzeci,
Napełnim za to tłomok, kobiałki,
I będziem wdzięczni waszeci.

No stójcież cicho, rzekł do gromadki,
Cicho, powtarza, w dłoń klaska,
Jeżeli chcecie, zagram wam dziatki,
A cóż wam zagrać? — co łaska.

Wziął w ręce lirę i szklankę sporą,
Miodem pierś starą zagrzéwa,
Mrugnął na chłopców, ci dudki biorą,
Brząknął, nastroił i spiéwa.

Jdę ja Niemnem, jak Niemen długi
Od wioseczki do wioseczki,
Z borku do borku, s smugów na smugi,
Spiéwając moje piosneczki.

Wszyscy się zbiegali, wszyscy słuchali,
Ale nikt mię nie rozumie,
Ja łzy ociéram, westchnienia tłumię
I idę daléj a daléj.

Kto mię zrozumié, ten się użali,
I w białe uderzy dłonie;
Uroni łezkę, i ja uronię,
Ale już nie pójdę doléj.

A wtém grać przestał, nim znowu zacznie,
Przelotem spojrzał po błoniu;
Lecz w jednę stronę spoziéra bacznie;
Któż tam stoi na ustroniu?

Stała pasterka i plotła wieniec,
To uplecie, to rosplecie;
A obok przy miéj stoi młodzieniec,
I splecione przyjął kwiecie.

Spokojność duszy z jéj widać czoła;
Ku ziemi spuszczone oko.
Nie była smutna ani wesoła,
Tylko coś myśli głęboko.

Jak puszkiem chwieje trawka zielona,
Choć wiatr przestanie oddychać;
Tak się na piersiach chwieie zasłona,
Chociaż westchnienia nie słychać.

Wtém s piersi listek zżółkły odepnie,
Listek nieznanego drzewa;
Spojrzy nań, rzuci, i ścicha szepnie,
Jakby się na listek gniéwa.

Odwraca głowę, odeszła nieco,
Podniosła w niebo źrzenice,
Nagle na oczach łezki zaświeca,
I róż wystąpił na lice.

A Dudarz milczy, brząka powoli,
A wzrok utopił w pasterce,
Utopił w licu, lecz wzrok sokoli
Zdał się przedzierać aż w serce.

Znowu wziął lirę i spory dzbanek,
Miodem pierś starą zagrzéwa;
Skinął na chłopców, ci do multanek,
Brząknął, nastroił i śpiéwa.

„Komu ślubny splatasz wieniec
Z róż, lilii i tymianka?
Ach jak szczęśliwy młodzieniec,
Komu ślubny splatasz wieniec.

Pewnie dla twego kochanka?
Wydaią łzy i rumieniec,
Komu ślubny splatasz wieniec
Z róż, lilii i tymianka.

Jednemu oddaiesz wieniec,
Z róż lilii i tymianka;
Kocha cię drugi młodzieniec
Ty jednemu oddasz wieniec,
Zostawże łzy i rumieniec
Dla nieszczęsnego kochanka;
Gdy szczęśliwy bierze wieniec,
Z róż lilii i tymianka.[1].

Na to szmer powstał, różne pogłoski
Pomiędzy ciżbą przytomną.
Tę piosnkę śpiéwał ktoś z naszéj wioski,
Lecz kto i kiedy nie pomną.

Starzec ucisza, podnosi rękę,
Słuchajcie dzieci, zawoła:
Powiem od kogo mam tę piosenkę,
Może on był s tego sioła.

Kiedym wędrując przez kraje cudze
Królewiec zwiedził przechodem,
Wtenczas przypłynął z Litwy na strudze
Pasterz jakiś s tych stron rodem.

Smutny był bardzo, ale przyczyny
Smutku nie mówił nikomu,
Odbił się potém od swéj drużyny
I nie powrócił do domu.

Często widziałem, czy świecą zorza,
Czyli xiężyc w pełnym blasku,
Jak on po błoniach, albo u morza
Po nadbrzeżnym błądził piasku.

Pośród skał nie raz podobny skale,
Na dészczu, wietrze i chłodzie,
Odludny dumał, wiatrom swe żale,
A łzy powierzając wodzie.

Szedłem ku niemu, spozierał smutnie
Ale odemnie nie stronił,
Jam nic nie mówiąc nastroił lutnię,
Zaśpiéwał, w stróny zadzwonił.

Łzy mu się rzucą, lecz skinął czołem,
Że się to granie podoba;
Scisnął za rękę, ja go ścisnąłem
I zapłakaliśmy oba.

Poznaliśmy się lepiéj nawzajem
I byliśmy przyjaciele.
On zawsze milczał swoim zwyczajem
I ja mówiłem nie wiele.

Potém gdy troską strawiony długą
Już nie mógł rady dadź sobie;
Ja towarzyszem, ja byłem sługą,
Jam go pilnował w chorobie.

Nędzny w mych oczach gasnął powoli,
Raz mię przywołał do łoża,
Czuję, rzekł, bliski koniec niedoli,
Niech się spełni wola boża.

Zgrzeszyłem tylko, że moje lata
Tak się nadaremnie starły;
Ale bez żalu schodzę ze świata,
Dawno już na nim umarły.

Kiedy mię skał tych dziki zakątek,
Ukrył przed gminu obliczem,
Odtąd już dla mnie świat ten był niczém
Zyłem na świecie pamiątek.

Ty coś mi wiernym został do grobu,
Kończył, ściskając za ręce:
Nagrodzić tobié nie ma sposobu,
Wszakże to, co mam, poświęcę.

Znasz piosnkę, którąm po tyle razy
Spiéwał płacząc nad mym losem;
Pomnisz zapewne wszystkie wyrazy,
I wiesz jakim śpiéwać głosem.

Mam jeszcze z bladych włosów zawiązkę
I zeschły cyprysu listek;
Naucz się piosnki, weź tę gałązkę,
To mój na ziemi skarb wszystek.

Idź, może znajdziesz na brzegach Niemna,
Tę, któréj już nie obaczę;
Może jéj piosnka będzie przyjemna,
Może nad listkiem zapłacze.

Nagrodzi starca, do domu przymie,
Powiedz... w tém oko ściemniało,
A w ustach Panny Nayświętszéj imie,
W pół wymówione zostało.

Silił się jescze, i w samym skonie
Napróżno coś wyrzec żądał.
Wskazał ku sercu i ku téj stronie,
Na którą żyjąc poglądał.

— Tu, przerwał Dudarz i szukał okiem
Dostając listek s papiérka,
Lecz już nie była między natłokiem
Ta, któréj szukał, pasterka.

Zdaleka tylko poznał sukienkę,
Bo w chustce skryła twarz boską,
Jakiś młodzieniec wiódł ją pod rękę,
Już ich nie widać za wioską.

Przybiegła zgraja, gdzie starzec siedział,
Co to jest, wszyscy pytają;
On nic nie wiedział, może i wiedział
Ale nie mówił przed zgrają.








  1. Te tryolety wyięte są s poezyi Tomasza Zana.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Mickiewicz.